A raczej wróciła, bo musi się uczyć, a prokrastynacja jest taaaaka fajna. Oprócz tego, eM nigdy nie potrafiła pisać o czymś zaraz po obejrzeniu/przeczytaniu tego czegoś. Tym razem eM trochę przesadziła, ale chyba eM to wybaczycie, prawda?
Szukanie weny jest wyczerpującym zajęciem. Bardzo.
A teraz wróćmy do tematu.
Wszyscy, którzy czytali poprzednie opinie eM na temat ekranizacji Igrzysk śmierci, wiedzą doskonale, że eM nie była nimi zachwycona.
I takie samo zdanie eM ma na temat Kosogłosa cz. 1.
Było...
Poprawnie.
W takich momentach eM rozumie nauczycieli, którzy muszą zdecydować jaką ocenę postawić.
To było takie na 3. Z plusem.
Zacznijmy od plusów.
Teoretycznie wszystko ładnie zostało przeniesione z książki na ekran.
Ba! Jak zwykle zostały dodane sceny, których w książce nie uświadczyliśmy i bardzo ładnie pokazują co się działo na świecie, kiedy byliśmy zmuszeni do czytania przemyśleń Katniss, jeżeli można je nazwać przemyśleniami. Wiecie o co eM chodzi, prawda?
Kolejny plus: wprowadzenie Effie. Niby teksty, którymi mówiła znajdowały się w książce, były jednak wypowiadane przez inne postacie. Jak dla eM, wprowadzenie Effie spowodowało, że cała historia lepiej się trzymała. Wprowadzenie zbyt dużej ilości nowych bohaterów w przedostatniej części mogłoby tylko zaszkodzić.
No i oczywiście eM nie może zapomnieć o przepięknym The Hanging Tree w wykonaniu Jennifer Lawrence. To był jedyny moment podczas filmu, kiedy eM poczuła jakieś mocniejsze emocje (ba! prawie oczy zaczęły jej się pocić!).
Cała reszta była poprawna.
Niby aktorze grali dobrze, wszystko wyglądało tak jak powinno wyglądać. eM może nawet się pokusić o stwierdzenie, że momentami wyglądało to lepiej niż eM sobie wyobrażała (oprócz tworów CGI, eM chyba nigdy ich nie polubi). Niestety, oglądając film w sali kinowej eM czuła się jakby była za ścianą przez którą nie docierają do niej emocje. A biorąc pod uwagę tematykę filmu i to co się w nim działo, to eM powinna przez 3/4 trzymać chusteczki w łapce.
Tak się nie stało.
eM nawet nie potrafi Wam wyjaśnić czemu tak się czuła.
I to chyba w tym wszystkim jest najgorsze.
Plusem okołofilmowym jest Yellow Flicker Beat Lorde, które zdaniem eM wspaniale pokazuje emocje, które towarzyszyły Katniss w czasie ostatniej części.
eM napisałaby "czapki z głów", ale jest tak zimno, że to chyba nie jest dobry pomysł.
No to co, niedługo koniec przygody.
Może wtedy eM zrozumie co jej nie pasuje w tych ekranizacjach.
Albo chociaż spodoba jej się ostatnia część.
Nie, eM wcale nie była zachwycona Peetą. Ludzie, którzy pisali, że JHutch powinien zostać nominowany do Oscara za tę rolę (serio, tak eM gdzieś przeczytała w anglojęzycznej części Internetów) powinni zastanowić się nad sobą.
Jak dla mnie też nie było wystarczająco dobrze. "WPO" wg mnie lepiej im wyszło... Może na zakończeniu nas zaskoczą i zostawią z otwartymi ze zdziwienia buziami? ;) Oby!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, jestem z eM dumna <3
OdpowiedzUsuńA tak poza tym, to widzę, że jednak nie rozśmieszające komentarze koleżanki zepsuły cały efekt, że dlatego mi chusteczki potrzebne nie były. Bo fakt, przy śpiewającej Katniss na sali cisza. I piosenka jest już na pamięć znana.
Peeta Oscara?! Yyyyyyyyy, no w sumie schudł :D
The Hanging Tree w wykonaniu Lawrence również mi się bardzo podobało, później cały czas nuciłam tę melodię pod nosem. ;)
OdpowiedzUsuńHm, wypadałoby w końcu obejrzeć... No może kiedyś się zbiorę w sobie :D
OdpowiedzUsuń