16:32

Andy Weir Marsjanin


Nie łudźcie się Wy, którzy tu wchodzicie!

To będzie wpis pochwalny na temat wyżej wymienionego tytułu.

Oczywiście już jakiś czas po lekturze.

Oczywiście bez książki w zasięgu wzroku (bo eM musiała już dalej tę dobroć przekazać i nadal jej nie odzyskała).

Marsjanin był jedną z trzech książek, które eM wypatrzyła latem 2014 i stwierdziła, że jest to jej must have. 
Oczywiście oprócz kilkunastu innych tytułów, ale te trzy tytuły miały specjalne miejsce w serduszku eM. 
I piękne okładki. eM się nigdy nie nauczy. 


Mało ważne było dla niej to, czy wyda to jakieś polskie wydawnictwo, czy nie. Chociaż nie było strasznie, bo dwie na trzy zostały już wydane, a trzecia pewnie kiedyś się ukaże, bo jest za dobra, żeby tak się nie stało. 

W każdym razie, tym razem eM nie miała na co narzekać. Teoria pięknej okładki nie sprawdziła się. Zdrowie psychiczne eM zostało uratowane! 

Pewnie wszyscy już doskonale wiedzą o czym jest ta książka, prawda? 

Dla tych, którzy nie wiedzą: nie, to nie jest książka o kosmitach. 
Jest to historia członka załogi misji na Marsa, który w dość niefortunny sposób został na czerwonej planecie sam. 

Sam. I na dokładkę reszta załogi myśli, że Mark nie żyje. 

Osobiście eM uważa, że książka powinna mieć podtytuł "Jak przeżyć i nie zwariować na Marsie". 

Niczego odkrywczego w tej książce nie znajdziecie. No, chyba, że chcecie się dowiedzieć jak założyć hodowlę ziemniaków bez wody i odpowiedniej do tego gleby. 
Albo, że zabierając muzykę, seriale i filmy w kosmos powinniście zadbać o ich różnorodność, bo inaczej ciężko się to odbije na waszej psychice (albo psychice innych, którym zostało tylko to co Wy zabraliście ze sobą). 

Zaraz, zaraz. A czy eM przypadkiem nie miała zachwycać się nad tą książką? Spokojnie! 
Ten moment nadszedł. 

Marsjanin był pierwszą od długiego czasu książką, przy czytaniu której eM radośnie kwikała co kilka stron. Tak, kwikała, bo śmiechem tego nie można było nazwać. Andy Weir wykreował swojego bohatera w taki sposób, że nie można go nie polubić. I jego poczucia humoru. 
Większość osób postawionych w sytuacji Marka załamałoby się. eM jest o tym przekonana. 
Mark jest gwiazdą tej książki. 
Gwiazdą na Marsie. 
(dobrysucharniejestzły)

Jedynym mini problemem w odbiorze historii są opisy chemiczne, biologiczne i fizyczne. eM niby czytała, niby stwierdzała, że brzmi logicznie, ale nie próbowała się nad nimi dłużej zastanawiać.
Może to i lepiej? Chociaż jeżeli kiedyś ktoś zaproponuje jej podróż kosmiczną, to eM ma zamiar zabrać ze sobą Marsjanina. Wiecie, przezorny zawsze ubezpieczony. 

Ogólnie książkę czyta się jak scenariusz dobrego filmu. Nic dziwnego, że właśnie w tym roku taki twór ma wejść na ekrany kin. Jednakże eM obawia się, że twórcy ekranizacji stracą to, co było najlepsze w książce, czyli komentarze w dzienniku Marka. eM nie wie, jak w dobry sposób mogliby to zrobić. 
No, chyba, że wstawiliby voiceover, ale chyba nikt nie lubi jak się tego nadużywa. 
Co nie zmienia faktu, że eM na ten film pójdzie. Chociażby po to, żeby kręcić nosem. 
Zmarszczek się eM nie boi, więc kręcić nosem może! 

Chcecie przeczytać coś lżejszego i przy okazji dobrze się bawić, ale nie wchodzić na terytorium głupiutkich książek? Marsjanin jest zdecydowanie książką dla Was! 

Andy Weir jest przykładem na to, że wśród wielu autorów, którzy publikują swoje historie sami, można znaleźć perełki, które zagwarantują nam dobrą zabawę. 
Copyright © eM poleca , Blogger