Serio.
Koniec z przekonywaniem, skoro i tak ludzie, którzy to przeczytają zrobią co chcą, prawda?
Nie ma powodu, żeby Was zmuszać.
Naprawdę.
Papierowe miasta nie są filmem, który zmieni coś w Waszym życiu. Ba! eM jest przekonana, że dacie sobie radę jeżeli o nim zapomnicie. Tak samo jak i o książce.
Szok? Niedowierzanie?
Taka jest prawda. Papierowe miasta nie są filmem wybitnym. Nie powinny trafić na żadną listę filmów które trzeba obejrzeć przed śmiercią, bo inaczej traficie do kulturowego piekła.
Co nie zmienia faktu, że z chęcią obejrzy ten film po raz kolejny.
I może jeszcze raz.
eM nie wie, czy to ze względu na to, że książkowy pierwowzór czytała dawno, ale po przeczytaniu swojego wpisu na jego temat, może śmiało powiedzieć, że Papierowe miasta są bardzo dobrą adaptacją. Może nawet lepszą niż Gwiazd naszych wina.
Widzicie, eM już podczas czytania książki widziała, że to dobry materiał na film.
I nie pomyliła się. Ha!
Tak jak w przypadku Gwiazd naszych wina, większość dialogów mamy prosto z książki. Dobra, eM nie pamięta czy wszystkie, ale nawet jeżeli tak nie było, to wszystko brzmiało tak... Greenowato. Chyba nie ma lepszego określenia na to.
Zapowiedzi i początek filmu mogą sugerować, że Papierowe miasta to historia miłości dwójki nastolatków. Jeżeli ktoś tak myśli i dlatego nie chce zobaczyć filmu, to jest w błędzie.
Główne tematy są dwa. Próba zrozumienia tego kim się jest w momencie wchodzenia w dorosłość, czego oczekuje się od życia, co chce się ze sobą zrobić.
I przyjaźń. Po prostu przyjaźń. I to nie taka złośliwa i dwulicowa, jaką czasami się kreuje w filmach dla młodzieży. Tutaj widać, że bohaterowie lubią się i dadzą się za swoich przyjaciół pokroić. Co nie znaczy, że jest cały czas słodko! Wszystkie relacje między bohaterami są realistyczne. A jeżeli ktoś twierdzi inaczej, to eM chciałaby napisać, że wyznaje zasadę, że najmniej prawdopodobne rzeczy przytrafiają się prawdziwym ludziom. Na pewno macie takich znajomych, których historie zrobiłyby za niezły scenariusz filmu, czy serialu, tylko nikt by w niego nie uwierzył.
W tym miejscu eM musi wspomnieć o dwóch z trzech najlepszych scen z filmu, czyli śpiewaniu przez Q, czyli głównego bohatera i dwójki jego przyjaciół piosenki z Pokemonów (w ramach zminimalizowania poziomu strachu w opuszczonym budynku), oraz problem z pęcherzem Bena.
Jeżeli wiecie o co eM chodzi.
No właśnie. Aktor grający Bena powinien dostać jakąś nagrodę. Serio, chłopak spisał się znakomicie! Chociaż tak naprawdę cała obsada była idealnie dobrana. eM ma nadzieję, że aktorzy grający w filmach na podstawie książek Johna Greena będą mieli długą i wspaniałą karierę, bo z tego co widzi, to jak najbardziej zasługują na to. W szczególności właśnie Austin Abrams i Nat Wolff.
eM z resztą też, bo oglądanie ich to przyjemność. Jeszcze wspomnicie słowa eM!
Zostając przy aktorach, to eM chciała wspomnieć o pewnej modelce (nie każcie eM pisać jej nazwiska, eM ładnie Was prosi, to się źle skończy!), do której była sceptycznie nastawiona, kiedy okazało się, że będzie grała Margo, czyli główną bohaterkę. Cara nie odstawała od reszty. Ba! eM nie może sobie wyobrazić, żeby ktoś lepiej oddał to, jaka była Margo.
Ostatnim wątkiem związanym z aktorami, niech będzie bardzo dobrze obsadzona scena na stacji paliw. Kiedy eM zobaczyła aktora za ladą, najpierw nie wiedziała czy dobrze widzi, potem kwiknęła radośnie i do końca filmu uśmiech nie schodził z jej twarzy. Brawo! BRAWO! eM domaga się czegoś takiego w ekranizacji Szukając Alaski.
eM nie byłaby sobą, gdyby nie wspomniała o muzyce. W tym momencie nie może sobie przypomnieć, żeby jakiś kawałek szczególnie zwrócił jej uwagę, ale eM ma zamiar przesłuchać na spokojnie całej ścieżki dźwiękowej i znaleźć tam jakąś perełkę. Bo słuchając jej w trakcie oglądania eM zdecydowanie widzi szansę na znalezienie czegoś godnego Muzycznego Spamu eM.
Co można powiedzieć o całości? Papierowe miasta są przyjemnym, ciepłym filmem. eM wydaje się, że takich filmów jest za mało. Życia eM obejrzenie filmu nie zmieniło, ale bardzo miło spędziła czas i dobrze się bawiła.
Dlatego obejrzyjcie, jeżeli będziecie mieli okazję.
Jeżeli nie w kinie, to w domu, jeżeli będziecie mieli ochotę zobaczyć coś innego.
Realnego.
I może jeszcze raz.
eM nie wie, czy to ze względu na to, że książkowy pierwowzór czytała dawno, ale po przeczytaniu swojego wpisu na jego temat, może śmiało powiedzieć, że Papierowe miasta są bardzo dobrą adaptacją. Może nawet lepszą niż Gwiazd naszych wina.
Widzicie, eM już podczas czytania książki widziała, że to dobry materiał na film.
I nie pomyliła się. Ha!
Tak jak w przypadku Gwiazd naszych wina, większość dialogów mamy prosto z książki. Dobra, eM nie pamięta czy wszystkie, ale nawet jeżeli tak nie było, to wszystko brzmiało tak... Greenowato. Chyba nie ma lepszego określenia na to.
Zapowiedzi i początek filmu mogą sugerować, że Papierowe miasta to historia miłości dwójki nastolatków. Jeżeli ktoś tak myśli i dlatego nie chce zobaczyć filmu, to jest w błędzie.
Główne tematy są dwa. Próba zrozumienia tego kim się jest w momencie wchodzenia w dorosłość, czego oczekuje się od życia, co chce się ze sobą zrobić.
I przyjaźń. Po prostu przyjaźń. I to nie taka złośliwa i dwulicowa, jaką czasami się kreuje w filmach dla młodzieży. Tutaj widać, że bohaterowie lubią się i dadzą się za swoich przyjaciół pokroić. Co nie znaczy, że jest cały czas słodko! Wszystkie relacje między bohaterami są realistyczne. A jeżeli ktoś twierdzi inaczej, to eM chciałaby napisać, że wyznaje zasadę, że najmniej prawdopodobne rzeczy przytrafiają się prawdziwym ludziom. Na pewno macie takich znajomych, których historie zrobiłyby za niezły scenariusz filmu, czy serialu, tylko nikt by w niego nie uwierzył.
W tym miejscu eM musi wspomnieć o dwóch z trzech najlepszych scen z filmu, czyli śpiewaniu przez Q, czyli głównego bohatera i dwójki jego przyjaciół piosenki z Pokemonów (w ramach zminimalizowania poziomu strachu w opuszczonym budynku), oraz problem z pęcherzem Bena.
Jeżeli wiecie o co eM chodzi.
No właśnie. Aktor grający Bena powinien dostać jakąś nagrodę. Serio, chłopak spisał się znakomicie! Chociaż tak naprawdę cała obsada była idealnie dobrana. eM ma nadzieję, że aktorzy grający w filmach na podstawie książek Johna Greena będą mieli długą i wspaniałą karierę, bo z tego co widzi, to jak najbardziej zasługują na to. W szczególności właśnie Austin Abrams i Nat Wolff.
eM z resztą też, bo oglądanie ich to przyjemność. Jeszcze wspomnicie słowa eM!
Zostając przy aktorach, to eM chciała wspomnieć o pewnej modelce (nie każcie eM pisać jej nazwiska, eM ładnie Was prosi, to się źle skończy!), do której była sceptycznie nastawiona, kiedy okazało się, że będzie grała Margo, czyli główną bohaterkę. Cara nie odstawała od reszty. Ba! eM nie może sobie wyobrazić, żeby ktoś lepiej oddał to, jaka była Margo.
Ostatnim wątkiem związanym z aktorami, niech będzie bardzo dobrze obsadzona scena na stacji paliw. Kiedy eM zobaczyła aktora za ladą, najpierw nie wiedziała czy dobrze widzi, potem kwiknęła radośnie i do końca filmu uśmiech nie schodził z jej twarzy. Brawo! BRAWO! eM domaga się czegoś takiego w ekranizacji Szukając Alaski.
eM nie byłaby sobą, gdyby nie wspomniała o muzyce. W tym momencie nie może sobie przypomnieć, żeby jakiś kawałek szczególnie zwrócił jej uwagę, ale eM ma zamiar przesłuchać na spokojnie całej ścieżki dźwiękowej i znaleźć tam jakąś perełkę. Bo słuchając jej w trakcie oglądania eM zdecydowanie widzi szansę na znalezienie czegoś godnego Muzycznego Spamu eM.
Co można powiedzieć o całości? Papierowe miasta są przyjemnym, ciepłym filmem. eM wydaje się, że takich filmów jest za mało. Życia eM obejrzenie filmu nie zmieniło, ale bardzo miło spędziła czas i dobrze się bawiła.
Dlatego obejrzyjcie, jeżeli będziecie mieli okazję.
Jeżeli nie w kinie, to w domu, jeżeli będziecie mieli ochotę zobaczyć coś innego.
Realnego.
Byłam, widziałam i w sumie dostałam to czego oczekiwałam. Bez fajerwerków, bez rewelacji, po prostu ok. Dobrze, poprawnie. Więcej określeń chyba nie znajdę. Ben boski rzeczywiście. Szczerze? Poboczni bohaterowie przypadli mi do gustu o wiele bardziej niż główni ;P Przesłanie niezłe, jednak książka jest nieco głębsza, mimo wszystko. Alaska zgadza się całkowicie z eM i gorąco pozdrawia :)
OdpowiedzUsuńNo wiesz w filmie nie da się wszystkiego rozbudować tak jak w książce, ale masz rację. eM dostała to czego oczekiwała. I dobrze jej z tym. Czasami tak trzeba.
UsuńBen <3 <3 <3
Ależ mnie zachęciłaś! Mam nadzieję, że w kinie w moim mieście będą puszczać, bo jak nie... pozabijam ich wszystkich! Też uważam, że aktorzy są świetnie dobrani :) Ja przesłuchiwałam już soundtrack i polecam ci 'Runaway (U & I) - Svidden & Jarly Remix' (to mój ulubiony remix tej piosenki).
OdpowiedzUsuńAlex dziękuje za tak fantastyczną opinie.
I pozdrawia.
Nawet jeżeli nie będziesz mogła zobaczyć "Papierowych miast" w kinie, to zawsze zostaje obejrzenie ich w domu, kiedy wyjdą już na DVD ;) Tutaj kino wcale nie jest potrzebne, żeby cieszyć się oglądaniem!
UsuńMiałam już nie iść do kina... ale przekonały mnie te Pokemony :D Czytałam "Papierowe miasta", ale to dla mnie lektura na jeden raz, nie taka do której bym potem wracała. Do ekranizacji nie jestem przekonana, ale... skoro jest utwór z Pokemon'ów - to zobaczę :D Dobrze, że o tym wspomniałaś :D A który utwór? Ten z czołówki? Czy jakiś inny hit?
OdpowiedzUsuńTak, tak! Trójka nastolatków śpiewających czołówkę, oczywiście po angielsku. Cudowny moment! I humorystycznie i pokazanie takiej fajnej przyjaźni między nimi ;)
UsuńPokemony zawsze mogą człowieka przekonać. Do wszystkiego!
Nie mogę się już doczekać, kiedy zobaczę tę ekranizację! W kinie w moim mieście chyba raczej jej nie zagrają :/ Jednak zawsze mogę poczekać na płytę DVD. Ciężko będzie wytrzymać, ale jestem na to gotowa :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ^ ^
http://thebookishcity.blogspot.com/
Oj tam! Zobaczyć film pewnie będzie fajnie, ale nie nastawiaj się aż tak optymistycznie. Było w porządku, miło zobaczyć.
UsuńTyle ;)