I wszystko byłoby fajnie, pięknie gdyby eM pamiętała co się dokładnie działo w pierwszej części. Albo gdyby miała pierwszą część pod ręką, żeby sprawdzić najważniejsze informacje. Albo chociaż znalazła jakieś rozsądne streszczenie.
No cóż, eM to eM, zawsze musi mieć pod górkę. Po co ułatwiać sobie życie? Pff!
Co nie zmienia faktu, że seria Samanthy Shannon jest na bardzo dobrej drodze, aby zostać jedną z ulubionych serii eM i zająć zaszczytne miejsce na półce przy takim Harrym Potterze.
Oczywiście, jeżeli ilość miejsca na półkach na to pozwoli, bo w tym momencie jest z tym krucho. Serio.
Jeżeli nie czytaliście jeszcze pierwszej części, to eM proponuje Wam, żebyście zobaczyli co na jej temat pisała jakiś czas temu.
W końcu eM dorwała w swoje łapki serię, w której wątek romantyczny jest IDEALNIE wyważony. Nie stanowi on głównego wątku, ba! Można nawet powiedzieć, że jest pomniejszym wątkiem, ale ciągle jest. Autorka nie zastosowała żadnego taniego chwytu, gdzie na siłę rozdziela głównych bohaterów. Nie wysyła żadnego na przymusowy urlop. Obie połówki głównego romansu są. I mają się całkiem nieźle. I ze sobą rozmawiają. I knują.
I eM kocha Naczelnika, ale chyba wszyscy go kochają, więc eM zaklepie go czym prędzej, bo chyba nikt jeszcze tego nie zrobił.
eM może i zaczęła od romansu, ale w Zakonie Mimów to nie o to chodzi. Przede wszystkim mamy stworzony i pięknie opisany świat. Może i jest on straszny i eM bałaby się w nim żyć, ale jest pełen tajemnic i niespodzianek. Całe szczęście, Autorka nie skupia się jedynie na wybranym jego aspekcie, ale dzięki Page, z kolejnymi stronami zapełniamy puste strony.
Oh Page, eM Ci wróży świetlaną przyszłość!
Szczególnie, że na podstawie tych dwóch części, eM może powiedzieć, że rozumie, czemu seria została porównana do Harry'ego Pottera.
Obie części działy się w innych miejscach tego strasznego świata. Każda z nich, miała inny wątek przewodni, który lepiej lub gorzej został wyjaśniony na koniec książki. Jednak pomiędzy tymi wątkami wyłonił się problem, z którym w kolejnych częściach Page i ekipa powinni się rozprawić.
eM nawet nie wie jak to dokładnie opisać, po prostu cudownie jej się czytało Zakon Mimów.
Zdarza się, że autorzy mają tendencje do bezsensownego wydłużania lub skracania swoich opowieści, tak, że doskonale można wyczuć, że coś jest nie tak.
Tutaj tego nie ma.
Zakon Mimów jest objętościowo sporym klockiem, ale czyta się go bardzo szybko. I płynnie.
Dostajemy odpowiedzi na część pytań z poprzedniej części. Dostajemy nowe pytania. Najważniejszy wątek, zostaje rozwiązany w ciekawy sposób. A nawet zaskakujący.
Dodatkowo wszystko jest logicznie powiązane.
Jeżeli chodzi o bohaterów, to każdy znajdzie tam kogoś dla siebie. Mamy ich całą plejadę i uwierzcie eM, nie będą się Wam mylili.Chyba, że tak jak eM, nie pamiętacie niektórych bohaterów z poprzedniej części. Każdy z nich ma swój charakter, przez co nie wszystkich polubicie, ale nie pozostaniecie wobec nich obojętni.
To też o czymś świadczy, prawda?
I może eM się powtarza, ale pięknie stworzony jest ten świat. eM jest pełna podziwu dla Samanthy! eM nie potrafi sobie wyobrazić, jakim mózgiem musi ona być, skoro wymyśliła tyle zasad, tyle miejsc, tyle postaci. Takich postaci.
Jeszcze o niej usłyszymy!
I to zakończenie.
eM domaga się trzeciej części.
Teraz.
Natychmiast.
To teraz zgadnijcie, jaka będzie najbardziej wyczekiwana premiera roku 2016 przez eM?
Oczywiście, jeżeli ilość miejsca na półkach na to pozwoli, bo w tym momencie jest z tym krucho. Serio.
Jeżeli nie czytaliście jeszcze pierwszej części, to eM proponuje Wam, żebyście zobaczyli co na jej temat pisała jakiś czas temu.
W końcu eM dorwała w swoje łapki serię, w której wątek romantyczny jest IDEALNIE wyważony. Nie stanowi on głównego wątku, ba! Można nawet powiedzieć, że jest pomniejszym wątkiem, ale ciągle jest. Autorka nie zastosowała żadnego taniego chwytu, gdzie na siłę rozdziela głównych bohaterów. Nie wysyła żadnego na przymusowy urlop. Obie połówki głównego romansu są. I mają się całkiem nieźle. I ze sobą rozmawiają. I knują.
I eM kocha Naczelnika, ale chyba wszyscy go kochają, więc eM zaklepie go czym prędzej, bo chyba nikt jeszcze tego nie zrobił.
eM może i zaczęła od romansu, ale w Zakonie Mimów to nie o to chodzi. Przede wszystkim mamy stworzony i pięknie opisany świat. Może i jest on straszny i eM bałaby się w nim żyć, ale jest pełen tajemnic i niespodzianek. Całe szczęście, Autorka nie skupia się jedynie na wybranym jego aspekcie, ale dzięki Page, z kolejnymi stronami zapełniamy puste strony.
Oh Page, eM Ci wróży świetlaną przyszłość!
Szczególnie, że na podstawie tych dwóch części, eM może powiedzieć, że rozumie, czemu seria została porównana do Harry'ego Pottera.
Obie części działy się w innych miejscach tego strasznego świata. Każda z nich, miała inny wątek przewodni, który lepiej lub gorzej został wyjaśniony na koniec książki. Jednak pomiędzy tymi wątkami wyłonił się problem, z którym w kolejnych częściach Page i ekipa powinni się rozprawić.
eM nawet nie wie jak to dokładnie opisać, po prostu cudownie jej się czytało Zakon Mimów.
Zdarza się, że autorzy mają tendencje do bezsensownego wydłużania lub skracania swoich opowieści, tak, że doskonale można wyczuć, że coś jest nie tak.
Tutaj tego nie ma.
Zakon Mimów jest objętościowo sporym klockiem, ale czyta się go bardzo szybko. I płynnie.
Dostajemy odpowiedzi na część pytań z poprzedniej części. Dostajemy nowe pytania. Najważniejszy wątek, zostaje rozwiązany w ciekawy sposób. A nawet zaskakujący.
Dodatkowo wszystko jest logicznie powiązane.
Jeżeli chodzi o bohaterów, to każdy znajdzie tam kogoś dla siebie. Mamy ich całą plejadę i uwierzcie eM, nie będą się Wam mylili.Chyba, że tak jak eM, nie pamiętacie niektórych bohaterów z poprzedniej części. Każdy z nich ma swój charakter, przez co nie wszystkich polubicie, ale nie pozostaniecie wobec nich obojętni.
To też o czymś świadczy, prawda?
I może eM się powtarza, ale pięknie stworzony jest ten świat. eM jest pełna podziwu dla Samanthy! eM nie potrafi sobie wyobrazić, jakim mózgiem musi ona być, skoro wymyśliła tyle zasad, tyle miejsc, tyle postaci. Takich postaci.
Jeszcze o niej usłyszymy!
I to zakończenie.
eM domaga się trzeciej części.
Teraz.
Natychmiast.
To teraz zgadnijcie, jaka będzie najbardziej wyczekiwana premiera roku 2016 przez eM?
Moja najukochańsza seria! Jest przecudowna i tak jak ty czekam niecierpliwie na następną część! :D
OdpowiedzUsuńOby wydawnictwo szybko uwinęło się z polskim tłumaczeniem, bo eM nie ma zamiaru tego czytać po angielsku. Jedyna taka seria ;)
Usuń