Są różne kryteria, dzięki którym możemy łatwo określić, czy dana książka się komuś naprawdę podobała.
Za jedno z nich eM przyjęłaby to, czy ktoś przeczytał daną pozycję więcej niż jeden raz. No i oczywiście, czas w jakim to zrobił.
Kryterium może i banalne, posiadające wiele wyjątków (o których eM nie ma ochoty, ani zamiaru pisać), jednak w świecie książkoholików najprostsze.
Na początku każdego roku (i nie tylko) na blogach (i nie tylko) pojawiają się postanowienia o nadrobieniu nieprzeczytanych książek z półki. Dodajmy do tego czytanie książek na które czekamy w danym roku i czasu na powtórne czytanie zostaje bardzo mało.
A przynajmniej tak to wygląda u eM.
Nie wspominając o czasie przedsesji, sesji i posesji, który cały czas stara się, żeby eM nie czytała wszystkiego w takim tempie jakim by chciała.
Dlatego, kiedy eM pisze, że Stację Jedenaście przeczytała w tym roku dwa razy, to uwierzcie, sprawa jest poważna.
Że historia przypadnie jej do gustu, eM czuła już na początku zeszłego roku, dlatego w swojej wspaniałomyślności postanowiła zamówić ją sobie w oryginale. I jak to zazwyczaj bywa z eM i z książkami zamawianym w wersji papierowej w oryginale- przepadła.
Mimo, że chyba spodziewała się czegoś troszeczkę innego.
Opis (ten oryginalnej wersji bardziej, niż w polskiej wersji) sugerował, że będzie to dosyć typowa historia post apokaliptyczna. Wiecie, przetrwanie, walka, człowieczeństwo i te sprawy.
Dodatkowo, żeby odróżnić to od podobnych historii, wszystko miało być posypane Szekspirem.
Brzmi nieźle?
Rzeczywistość jest jeszcze lepsza.
A może i gorsza?
Co uderzyło eM najbardziej podczas czytania, to to jak ta historia jest bardzo prawdopodobna. Nowa choroba, która zabija ponad dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzkości. Ci, którzy przetrwali, próbują trzymać się przeszłości. Wszystko, do czego byli przyzwyczajeni i co brali za pewnik w swoim życiu, zostało im odebrane. W obliczu tragedii powstają niebezpieczne sekty religijne, głoszące własne teorie na temat tego co się wydarzyło.
Jednak życie toczy się dalej, a jak głosi napis na jednym z pojazdów Podróżującej Symfonii (orkiestry i grupy teatralnej podróżującej po miejscach, gdzie osiedlili się ludzie), zaczerpnięty ze Star Treka, Samo przetrwanie jest niewystarczające.
Część post apokaliptyczna pozwala nam się zastanowić nad tym, co tak naprawdę powoduje, że możemy się nazywać ludźmi.
Pisząc o części post apokaliptycznej eM chyba trochę przesadziła, bo w Stacji Jedenaście można rozróżnić jedynie Świat Przed i Świat Po, które i tak przeplatają się między sobą.
Główny bohater? Relacje między ludźmi. Sposób w jaki wszyscy jesteśmy ze sobą połączeni i jak wpływamy na innych, nawet jeżeli nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Dodajcie do tego fakt, że Stacja Jedenaście jest kopalnią pięknych sentencji (których eM oczywiście sobie nie zaznaczyła, bo była na to zbyt leniwa, no cóż, do trzech razy sztuka), a eM z czystym sumieniem może Wam napisać, że była to najlepsza książka, którą przeczytała w 2015 roku.
Czy to po angielsku, czy po polsku.
Bo tak, tak! Drugi raz, eM czytała książkę Emily St. John Mandel po polsku i była zachwycona, że tym razem nie mogła się do niczego przyczepić i czytało jej się ją równie dobrze. A może nawet i lepiej niż w oryginale.
Stacja Jedenaście porusza ciężkie tematy, ale nie robi tego w ciężki sposób. Styl autorki powoduje, że książkę czyta się płynnie, bez żadnych zgrzytów. Spokojnie, głowa Was od niej nie rozboli. Ewentualnie zaczniecie się bać wszystkich chorób. Szczególnie grypopodobnych.
Przy okazji, eM chciałaby zachęcić do przeczytania tej książki ludzi, którzy zazwyczaj nie przepadają za post-apo! Tu nie ma kosmitów, czy spisku rządowego. Jest grypa, która równie dobrze mogła być świńską czy ptasią sprzed kilku lat (a jest gruzińską). Jest ponadczasowy Szekspir i jego historie. I są ludzie, którzy oprócz przetrwania chcą czegoś więcej.
Za egzemplarz polskiej wersji eM serdecznie dziękuje Wydawnictwu Papierowy Księżyc.
Nawet nie wiecie jak eM jest szczęśliwa, że ma na swojej półce obie wersje (co z tego, że miejsca na owych półkach już prawie nie ma).
A jaka jest Wasza najlepsza książka jaką przeczytaliście w 2015 roku?
Ale mnie do niej namówiłaś! Już zapisuję na listę "must read".
OdpowiedzUsuńZapowiada się niesamowita lektura.
Alex dziękuje za polecenie.
eM bardzo się cieszy, że Cię zachęciła!
UsuńNawet nie wiesz, jak będziesz się cieszyła, że wzięłaś tę książkę pod uwagę do przeczytania już po jej przeczytaniu ;)
Też jestem po lekturze i właśnie próbuję stworzyć recenzję, która dobrze odda ducha opowieści. W sumie trzeba przeczytać samemu, żeby poczuć ten klimat.
OdpowiedzUsuńTo prawda, klimat "Stacji Jedenaście" jest bardzo trudno oddać, dlatego eM zwlekała ponad pół roku z napisaniem o niej. Całe szczęście, po przeczytaniu jej drugi raz poszło łatwiej ;)
UsuńSzkoda, że w Polsce jest tak mało popularna.
Tak, wiem eM, mam przeczytać i zrobię to!
OdpowiedzUsuńSkoro eM zawsze podsuwa głupie pomysły Gosiarelli to wypada się czasem odwdzięczyć - powinnaś zrobić cykl porównujący oryginały i polskie wydanie, czy odbiór jakoś się różni etc (np. jak tu wspomniałaś opis książki).
No właśnie! <3
UsuńPomysł z cyklem dobry, eM nie będzie ukrywała, że się nad tym zastanawiała, ale istnieją małe problemy:
eM i cykl? Kiedy ostatnio eM prowadziła cykl REGULARNIE? Albo przez więcej niż 4 odcinki? ;)
Po drugie, nie każda książka do czegoś takiego się nadaje. I nie zawsze eM jest w stanie znaleźć wszystkie smaczki.
Chociaż naprawdę, eM dziękuję Gosiarelli za próbę podania pomysłu :P
Wiesz, że ja ZAWSZE staram się eM przekonać do systematyczności! W końcu sama cierpię, gdy eM 'ma sesje' (sesja eM wcale nie oznacza sesji tylko wieczny brak czasu eM!). Rozpoczęcie na blogu cyklu, który by przetrwał daje a) dobrą zabawę b) monopol na dany temat i c) nadzieję, że eM w końcu zacznie przestrzegać terminów! #GosiarellaZAWSZEwdobrejwierze <3
Usuń