Prawdopodobnie mało kto to przeczyta. Przynajmniej w najbliższej przyszłości.
eM nie ma co do tego wątpliwości.
Chyba, że ktoś jakimś cudem już czytał którąś część, wtedy eM serdecznie zaprasza i zachęca do rozmowy na ich temat!
Co nie zmienia faktu, że eM musi napisać o tej książce, bo ją uwielbia.
A może dzięki temu ktoś podejmie decyzję o wydaniu pierwszej części w Polsce? Znaczy szybciej podejmie taką decyzje, bo chodzą słuchy, że prawa do jej wydania zostały już kupione.
A gdyby ktoś chciał jeszcze raz przeczytać jak eM zachwyca się pierwszą częścią, to tutaj macie taką możliwość.
Czy druga część trzyma poziom pierwszej?
Można tak powiedzieć. Bo chociaż eM się świetnie bawiła czytając tę książkę, to nie ma zielonego pojęcia jak Schwab zamierza zamknąć historię w trzech częściach. Chyba, że ostatnia część będzie miała więcej niż 800 stron, bo jedynie wtedy uda się pozamykać najważniejsze wątki i wyjaśnić zagadkę pochodzenia głównych bohaterów. Gdyby była to druga część dłuższej serii, eM od razu by powiedziała, że została bardzo dobrze zaplanowana. Jako druga część trylogii?
Pomimo całej miłości, którą eM ma w swoim małym serduszku do serii Shades of Magic, A Gathering of Shadows cierpi trochę na syndrom drugiej części.
Bo kiedy porównamy sytuację bohaterów na koniec pierwszej części z ich sytuacją na koniec drugiej, dużo się nie zmieniło. No dobrze, mamy bohatera, który spowodował że z OT3 dostajemy OT4. I mamy kilka wydarzeń, które na pewno wpłyną na losy bohaterów w ostatniej części, a tak po za tym?
Dowiadujemy się więcej o Kellu i Lili, ale nie o ich historii, a raczej o tym co w nich siedzi. Na barkach Kella spoczywa ogromna odpowiedzialność i możemy zobaczyć jak sobie z tym radzi. A Lila ciągle udowadnia, że historie bohaterek nie muszą opierać się na wątku romantycznym, że dziewczyny też pragną przygód i nie obchodzi ich co inni o nich pomyślą.
Dostajemy także troszeczkę więcej informacji na temat systemu magicznego i światów równoległych. Ważne są relacje mięzy bohaterami. Tak naprawdę wszystkimi, bo i ważne są te romantyczne, jak i platoniczne. Co jest cudowne, nie zrozumcie eM źle! Zaletą trylogii Shades of Magic jest jej nieprzewidywalność. eM przez większość czasu nie miała pojęcia, co się następnie zdarzy. Czy miała jakieś przypuszczenia co do drugiej części? Oczywiście! Czy coś się sprawdziło? Jedynie malutki wątek, a i tak nie w całości.
Imponujące, prawda?
Nie można też nie wspomnieć o głównej atrakcji, czyli turnieju magicznym!
Brzmi jak Czara Ognia?
Zapomnijcie!
Jedyne podobieństwo jest takie, że mamy trzy państwa konkurujące ze sobą, tak jak w Turnieju Trójmagicznym mieliśmy trzy szkoły magii.
I to by było na tyle.
Albo i nie?
Bo chociaż bohaterowie o tym nie wiedzą, złoczyńca czai się gdzieś w oddali.
Więcej oczywiście eM nie napisze, bo zepsuje Wam historię, a jak już wcześniej pisała, nieprzewidywalność jest jej mocna stroną.
No i bohaterowie. Oprócz Kella i Lili, którzy wysuwają się na przód, jeżeli chodzi o przygody, to mamy jeszcze Rhy'a (którego bromance z Kellem jest jednym z najlepszym bromance'ów w książkowych światach) oraz kapitana Alucarda (który w pewnym stopniu przypomina eM Kapitana Haka z Once Upon a Time, chociaż możliwe jest, że wszyscy kapitanowie, posiadający pewne cechy charakteru, będą przypominali eM Killiana).
Schwab po raz kolejny pokazała, że ciekawy i dobrze zbudowany świat z elementami magii jest jedną z solidnych podstaw dobrej historii. Dodajcie do tego interesujących bohaterów i macie lekturę, którą przeczytacie w dwa dni, a następne dziesięć będziecie ją przeżywać na nowo.
eM się już nie może doczekać ostatniej części, chociaż jest przekonana, że po jej przeczytaniu będzie musiała zmierzyć się z ogromnym kacem książkowym.
Ciężkie jest życie mola książkowego.
Jeżeli czytaliście, dajcie znać!
eM potrzebuje kogoś z kim mogłaby się pozachwycać Kellem, jego płaszczem i jego relacją z Rhy'em.
Tak, w takiej kolejności.
A może dzięki temu ktoś podejmie decyzję o wydaniu pierwszej części w Polsce? Znaczy szybciej podejmie taką decyzje, bo chodzą słuchy, że prawa do jej wydania zostały już kupione.
A gdyby ktoś chciał jeszcze raz przeczytać jak eM zachwyca się pierwszą częścią, to tutaj macie taką możliwość.
Czy druga część trzyma poziom pierwszej?
Można tak powiedzieć. Bo chociaż eM się świetnie bawiła czytając tę książkę, to nie ma zielonego pojęcia jak Schwab zamierza zamknąć historię w trzech częściach. Chyba, że ostatnia część będzie miała więcej niż 800 stron, bo jedynie wtedy uda się pozamykać najważniejsze wątki i wyjaśnić zagadkę pochodzenia głównych bohaterów. Gdyby była to druga część dłuższej serii, eM od razu by powiedziała, że została bardzo dobrze zaplanowana. Jako druga część trylogii?
Pomimo całej miłości, którą eM ma w swoim małym serduszku do serii Shades of Magic, A Gathering of Shadows cierpi trochę na syndrom drugiej części.
Bo kiedy porównamy sytuację bohaterów na koniec pierwszej części z ich sytuacją na koniec drugiej, dużo się nie zmieniło. No dobrze, mamy bohatera, który spowodował że z OT3 dostajemy OT4. I mamy kilka wydarzeń, które na pewno wpłyną na losy bohaterów w ostatniej części, a tak po za tym?
Dowiadujemy się więcej o Kellu i Lili, ale nie o ich historii, a raczej o tym co w nich siedzi. Na barkach Kella spoczywa ogromna odpowiedzialność i możemy zobaczyć jak sobie z tym radzi. A Lila ciągle udowadnia, że historie bohaterek nie muszą opierać się na wątku romantycznym, że dziewczyny też pragną przygód i nie obchodzi ich co inni o nich pomyślą.
Dostajemy także troszeczkę więcej informacji na temat systemu magicznego i światów równoległych. Ważne są relacje mięzy bohaterami. Tak naprawdę wszystkimi, bo i ważne są te romantyczne, jak i platoniczne. Co jest cudowne, nie zrozumcie eM źle! Zaletą trylogii Shades of Magic jest jej nieprzewidywalność. eM przez większość czasu nie miała pojęcia, co się następnie zdarzy. Czy miała jakieś przypuszczenia co do drugiej części? Oczywiście! Czy coś się sprawdziło? Jedynie malutki wątek, a i tak nie w całości.
Imponujące, prawda?
Nie można też nie wspomnieć o głównej atrakcji, czyli turnieju magicznym!
Brzmi jak Czara Ognia?
Zapomnijcie!
Jedyne podobieństwo jest takie, że mamy trzy państwa konkurujące ze sobą, tak jak w Turnieju Trójmagicznym mieliśmy trzy szkoły magii.
I to by było na tyle.
Albo i nie?
Bo chociaż bohaterowie o tym nie wiedzą, złoczyńca czai się gdzieś w oddali.
Więcej oczywiście eM nie napisze, bo zepsuje Wam historię, a jak już wcześniej pisała, nieprzewidywalność jest jej mocna stroną.
No i bohaterowie. Oprócz Kella i Lili, którzy wysuwają się na przód, jeżeli chodzi o przygody, to mamy jeszcze Rhy'a (którego bromance z Kellem jest jednym z najlepszym bromance'ów w książkowych światach) oraz kapitana Alucarda (który w pewnym stopniu przypomina eM Kapitana Haka z Once Upon a Time, chociaż możliwe jest, że wszyscy kapitanowie, posiadający pewne cechy charakteru, będą przypominali eM Killiana).
Schwab po raz kolejny pokazała, że ciekawy i dobrze zbudowany świat z elementami magii jest jedną z solidnych podstaw dobrej historii. Dodajcie do tego interesujących bohaterów i macie lekturę, którą przeczytacie w dwa dni, a następne dziesięć będziecie ją przeżywać na nowo.
eM się już nie może doczekać ostatniej części, chociaż jest przekonana, że po jej przeczytaniu będzie musiała zmierzyć się z ogromnym kacem książkowym.
Ciężkie jest życie mola książkowego.
Jeżeli czytaliście, dajcie znać!
eM potrzebuje kogoś z kim mogłaby się pozachwycać Kellem, jego płaszczem i jego relacją z Rhy'em.
Tak, w takiej kolejności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz