Zdarza się Wam ocenić książkę po okładce i tytule?
Jeżeli tak, to pewnie zrozumiecie eM, która po przeczytaniu opisu Miłość i kłamstwa, była przekonana, że ma przed sobą retro romans z grą w kulki w tle (co brzmi strasznie, jak się to przeczyta, ale eM ufa, że wiecie o co chodzi). A raczej historię tego romansu opowiadaną przez ojca, swojej córce.
I nie była odosobniona w tym przekonaniu, bo jej koleżanka, po zobaczeniu okładki stwierdziła to samo.
eM, jak to eM, oczywiście była w błędzie (dlatego nie poleca oceniać książek po okładce i tytule, albo po wyobrażeniach, które powstają po ich zobaczeniu, bo eM często odrzuca przez pierwsze wrażenie książki, które potem okazują się być cudowne).
I dobrze, bo to co przeczytała, podobało jej się bardziej, niż to co sobie wyobraziła.
Przede wszystkim, to nie jest romans. Nie ma tu wzdychania, tęsknego wpatrywania się w oczy. No dobrze, może i pojawia się miłość ale jest to miłość do gry w kulki, więc chyba rozumiecie, że to nie to samo.
Mamy dwóch narratorów: Fergusa, którego historię poznajemy od najmłodszych lat oraz jego córkę, Sabrinę, która już jako dorosła kobieta dowiaduje się, że ojciec skrywał przed nią i jej matką swoją największą pasję. Co ciekawe, wydaje się, że główną osią jest historia Sabriny, której rozdziały są poukładane chronologicznie, zaś rozdziały z perspektywy Fergusa dopełniają historię w nich zawartą i zdarza się, że trzeba się chwile zastanowić, zanim się umiejscowi rozdział w jego życiu. Ale spokojnie, to nie jest to takie męczące na jakie się wydaje.
Jednak szczerze powiedziawszy, chociaż sposób poprowadzenia narracji jest ciekawy i powoduje, że czyta się ją lepiej niż typowe obyczajówki, to eM jest całym sercem za rozdziałami Fergusa.
Miłość i kłamstwa to historia pasjonata, dla którego coś co jest piekielnie cenne, okazuje się bezwartościowe i nie zrozumiałe w oczach innych. Dodatkowo, bardzo dobrze pokazane jest to, jak wypierając się ważnych dla nas rzeczy, aby zachowywać się zgodnie z oczekiwaniami innych ludzi, zatracamy siebie. A sprawa wygląda jeszcze gorzej, kiedy to my chowamy część siebie do kieszeni i udajemy, że wszystko jest w porządku, a tak naprawdę zakładamy maskę i cierpimy samotnie.
Taka sytuacja jest niezdrowa nie tylko dla nas, ale również dla naszych bliskich. I tych którzy znali nas wcześniej i tych, którzy poznali nas po zmianie.
Bardzo dobrze przekonał się o tym Fergus.
W mniejszym stopniu, to też historia jego córki, której monotonne życie zostaje przerwane, kiedy na jaw wychodzi tajemnica ojca. Dzięki temu, Sabrina ma szansę nauczyć się czegoś na błędach innych.
Po opiniach, które eM słyszała o poprzednich książkach pani Ahern, eM spodziewała się czegoś innego, ale nie oznacza to, że lektura jej się nie podobała. Może nie jest to książka, którą muszą przeczytać wszyscy, historia jest jedną z tych wolniejszych (chociaż główny wątek Sabriny trwa tylko dzień!), bez większych zwrotów akcji, tajemnic lub zagadek. Jednak styl, jakim została napisana przyciąga.
I nie była odosobniona w tym przekonaniu, bo jej koleżanka, po zobaczeniu okładki stwierdziła to samo.
eM, jak to eM, oczywiście była w błędzie (dlatego nie poleca oceniać książek po okładce i tytule, albo po wyobrażeniach, które powstają po ich zobaczeniu, bo eM często odrzuca przez pierwsze wrażenie książki, które potem okazują się być cudowne).
I dobrze, bo to co przeczytała, podobało jej się bardziej, niż to co sobie wyobraziła.
Przede wszystkim, to nie jest romans. Nie ma tu wzdychania, tęsknego wpatrywania się w oczy. No dobrze, może i pojawia się miłość ale jest to miłość do gry w kulki, więc chyba rozumiecie, że to nie to samo.
Mamy dwóch narratorów: Fergusa, którego historię poznajemy od najmłodszych lat oraz jego córkę, Sabrinę, która już jako dorosła kobieta dowiaduje się, że ojciec skrywał przed nią i jej matką swoją największą pasję. Co ciekawe, wydaje się, że główną osią jest historia Sabriny, której rozdziały są poukładane chronologicznie, zaś rozdziały z perspektywy Fergusa dopełniają historię w nich zawartą i zdarza się, że trzeba się chwile zastanowić, zanim się umiejscowi rozdział w jego życiu. Ale spokojnie, to nie jest to takie męczące na jakie się wydaje.
Jednak szczerze powiedziawszy, chociaż sposób poprowadzenia narracji jest ciekawy i powoduje, że czyta się ją lepiej niż typowe obyczajówki, to eM jest całym sercem za rozdziałami Fergusa.
Miłość i kłamstwa to historia pasjonata, dla którego coś co jest piekielnie cenne, okazuje się bezwartościowe i nie zrozumiałe w oczach innych. Dodatkowo, bardzo dobrze pokazane jest to, jak wypierając się ważnych dla nas rzeczy, aby zachowywać się zgodnie z oczekiwaniami innych ludzi, zatracamy siebie. A sprawa wygląda jeszcze gorzej, kiedy to my chowamy część siebie do kieszeni i udajemy, że wszystko jest w porządku, a tak naprawdę zakładamy maskę i cierpimy samotnie.
Taka sytuacja jest niezdrowa nie tylko dla nas, ale również dla naszych bliskich. I tych którzy znali nas wcześniej i tych, którzy poznali nas po zmianie.
Bardzo dobrze przekonał się o tym Fergus.
W mniejszym stopniu, to też historia jego córki, której monotonne życie zostaje przerwane, kiedy na jaw wychodzi tajemnica ojca. Dzięki temu, Sabrina ma szansę nauczyć się czegoś na błędach innych.
Po opiniach, które eM słyszała o poprzednich książkach pani Ahern, eM spodziewała się czegoś innego, ale nie oznacza to, że lektura jej się nie podobała. Może nie jest to książka, którą muszą przeczytać wszyscy, historia jest jedną z tych wolniejszych (chociaż główny wątek Sabriny trwa tylko dzień!), bez większych zwrotów akcji, tajemnic lub zagadek. Jednak styl, jakim została napisana przyciąga.
A tak po za tym, jak bardzo eM powinna żałować, że nie przeczytała jeszcze ani P.S. Kocham Cię, ani Love, Rosie?
Za książkę eM serdecznie dziękuje Business&Culture oraz Wydawnictwu Akurat.
Zgadzam się z Twoją opinią w 100 %! Mi także bardzo się podobała, choć rzeczywiście... nie należy do tych najszybszych książek to jednak jest w niej coś takiego co przyciąga. W dodatku było to moje pierwsze spotkanie z twórczością tej pani. "Love, Rosie" i "PS. Kocham cię" na szczęście już czeka na półce i cierpliwie czeka na swoją kolej...
OdpowiedzUsuńDla eM to też było pierwsze spotkanie z Tą autorką! Ale niestety nie ma jeszcze planów na jej kolejne książki, chociaż "PS. Kocham Cię" kusi.
UsuńDla mnie również ta powieść była pierwszym spotkaniem z autorką i też spodziewam się innych wrażeń, ale lektura przypadła mi do gustu
OdpowiedzUsuńO! To super, że masz podobne wrażenia do wrażeń eM!
UsuńMyślisz nad przeczytaniem jakiejś jej innej książki? Masz coś w planach?
Hmmm, Love Rosie jest zdecydowanie lepsze jako film XD
OdpowiedzUsuńZanotowane!
UsuńChociaż eM nie może się zabrać za ten film bo cały czas widzi Clary romansującą z Finnickiem.
Jej mózg tego nigdy nie odwidzi ;)
Ty sobie nie wyobrażasz, jak ja długo rozkminiałam, która to powieść Ahern - dopiero po przeczytaniu opisu zaświtało że to The Marble Collector (czy jakoś tak). Powieści Ahern lubię i uważam, że w przypadku Love, Rosie oraz P.S. Kocham cię ekranizacje są tak dobre jak powieści (a niektórzy twierdzą, że nawet lepsze :))
OdpowiedzUsuńeM sobie doskonale wyobraża ile czasu rozkminiałaś, która to książką, bo eM naprawdę długo (jak na nią) rozkminiała jaki jest jej oryginalny tytuł. Skończyło się na sprawdzeniu tego w książce, czego eM prawie nigdy nie robi!
UsuńEkranizacje tak dobre jak powieści? eM będzie musiała się zainteresować tym tematem ;)