Właśnie mija tydzień od zakończenia najbardziej szalonego weekendu w tym roku (oczywiście w moim wykonaniu). Uważam, że to idealny moment na to, żeby na spokojnie podsumować trzecią edycję Warsaw Comic Con - emocje już opadły, ale jeszcze całkiem nieźle pamiętam co tam się działo.
Uwaga, poniżej znajdziecie solidną dawkę fangirlowania. Konkrety będą później.
Przyznam szczerze, że mając na uwadze to jak wyglądała pierwsza edycja (z którą powiedzmy delikatnie, nie polubiłam się) nie byłam w pełni przekonana do tego, czy pojawię się na trzeciej edycji - oczywiście do momentu, kiedy oficjalnie ogłoszono, że w Nadarzynie pojawi się Daniel Gillies (który znany jest przede wszystkim jako Elijah Mikaelson z Pamiętników Wampirów i Oryginalnych). Wierzcie lub nie, ale nie pamiętam czy kiedykolwiek kupowałam bilety w takim tempie. Co tych, którzy pamiętają czasy Zaklepańców* w moim wykonaniu nie powinno dziwić - w końcu Elijah był (no dobra, nadal jest) jednym z moich największych ulubieńców. Po prostu nie wybaczyłabym sobie, gdybym odpuściła okazję do spełnienia marzeń ze szczenięcych lat.
I powiem Wam, że nie żałuję ani złotówki (a było ich sporo). Daniel jest przeuroczym człowiekiem (chociaż nie wiem czemu, cały czas wydawało mi się, że będzie wyższy), który ma anielską cierpliwość do swoich fanów (obserwując to ile osób wyprzytulał i ile osób go wycałowało zaczęłam się zastanawiać co ja bym zrobiła na jego miejscu - odpowiedź brzmi: prawdopodobnie uciekła po 10 minutach). W świetle tych przemyśleń chciałam się zachowywać dość normalnie, zażartować, że mam nadzieję, że Elijah nie będzie cierpiał w ostatnim sezonie Oryginalnych. Przynajmniej tak bardzo. Przeceniłam jednak swoje możliwości jeżeli chodzi o poprawne funkcjonowanie mózgu w sytuacjach ekstremalnych. W momencie, kiedy nadeszła chwila, kiedy podeszłam do Daniela i oprócz przywitania chciałam zabłysnąć - Daniel sam zabłysnął pytając się mnie “How are you darling?”, przez co mój mózg zapomniał jak się formułuje zdania w języku angielskim. Teoretycznie miałam potem jeszcze dwie szanse (pierwszą chwilę później, bo okazało się, że technologia nie wyrobiła i część zdjęć się nie wydrukowała, więc miałam możliwość zrobienia go ponownie; drugą następnego dnia, kiedy przyszedł czas na autograf), ale coś nie wyszło.
Człowiek, który nie umie się uśmiechać (za pierwszym razem był uśmiech!) i Daniel Gillies |
A teraz przejdźmy do konkretów - czy warto przyjechać na Warsaw Comic Con?
Moim zdaniem, trzeba mieć bardzo dobry powód, żeby tam się wybrać.
Zacznijmy od tego, że chociaż nazwa wskazuje na Warszawę, to całość ma miejsce w podwarszawskiej miejscowości - Nadarzynie - do której dojazd, jeżeli nie ma się własnego środku transportu już jest wyzwaniem. Organizatorzy może i zapewnili bezpłatne autobusy - ale częstotliwość ich kursowania oraz pojemność pozostawiały sporo do życzenia. Można też było spróbować dojechać za pomocą komunikacji miejskiej, ale to też nie było łatwe.
Dodajcie do tego to, że samą halę (jeżeli nie jesteście zainteresowani spotkaniem z gwiazdami) można przejść w ciągu kilku godzin - jeden dzień w zupełności wystarczy na zapoznanie się ze wszystkimi atrakcjami, które dość trudno znaleźć, jeżeli szukasz jakiejś konkretnej. Chociaż jak już na coś traficie to jeżeli potraficie robić ładne zdjęcia - myślę, że nie będziecie zawiedzeni. Plus! Możecie podziwiać masę cosplayerów.
Moja obecność przez dwa dni Comic Conu spowodowana była… kolejkami. Pomimo tego, że miałam imienne vouchery musiałam swoje odstać. Szczególnie irytujące było to w przypadku strefy autografów, gdzie musiałam stać najpierw w kolejce do strefy (gdzie tak naprawdę też były dwie kolejki i nikt nie wiedział czym się różnią - włączając w to wolontariuszy), żeby ustawiać się już w konkretnej kolejce do gwiazdy. Całe szczęście przez te dwa dni towarzyszyła mi Nika z Bucherwelt, dzięki czemu nie było nudno (no i nie zaszkodziło to, że Nika ma szczęście, jeżeli chodzi o ustawianie się w kolejkach). Mam nadzieję, że organizatorzy wezmą to pod uwagę przy planowaniu kolejnej edycji. Podpowiedź dla Was na przyszłość: nie patrzcie na godziny wydrukowane na plakatach - od razu ściągnijcie sobie odpowiednią aplikację.
Trochę rozczarowały mnie też panele z gwiazdami - zamiast dowiedzieć się czegoś ciekawego w pewnym momencie zamieniały się w listę próśb i życzeń od osób, które miały możliwość zadać “pytania”. Prowadzący byli jedynie moderatorami i tłumaczami, zadając pytanie jedynie w przypadku, gdy nie było pytań z sali - szkoda, bo z chęcią posłuchałabym konkretów, czy ciekawostek z planu - może warto byłoby wydłużyć panele (zamiast 30 minut - godzinę?) i podzielić je na część rozmowy z prowadzącymi i dopiero potem panel Q&A z widowni?
Podsumowując - czy było warto?
Dla spełnienia swoich marzeń z nastoletnich lat - jak najbardziej. Zdjęcie z autografem Daniela właśnie czeka na znalezienie ramki (to nigdy nie jest proste) i powieszenie go w widocznym miejscu. Sam klimat Comic Conu też był lepszy, niż tego pierwszego - widzę postęp i mam nadzieję, że organizatorzy z edycji na edycję coraz bardziej dopracowują szczegóły (chociaż może jedna edycja w roku pozwoliłaby je lepiej dopracować?).
Niestety wydaje mi się, że nie jest to jeszcze impreza, na którą warto wybrać się, bo nie ma się nic lepszego do zrobienia - Wasza obecność tam musi być czymś spowodowana. Jeżeli macie do tego dobre towarzystwo to powinniście całkiem miło spędzić czas.
*Zaklepańcy, czyli bohaterowie, aktorzy itp. na których Zaklepujący wskazał palcem (często dźgając nim w ekran monitora) i stwierdzi, że są jego i tylko jego. Obowiązuje zasada “kto pierwszy, ten lepszy” (podczas złotej ery Zaklepańców, najczęściej byłam to ja). Etap w życiu większości odbiorców popkultury. Podobno niektórzy z tego wyrastają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz