Co roku przychodzi moment w którym dostaję czytelniczej blokady. Nigdy nie wiem, kiedy to nastąpi i nie mam na to sprawdzonego planu, który by się sprawdzał niczym niezawodne lekarstwo - wiem, że najlepiej wtedy działa lektura jakiegoś lekkiego tytułu, który spowoduje, że chęć do czytania wróci, ale co roku jest to zupełnie inny tytuł. W tym roku, czułam że wypadło na obyczajówkę z wątkiem romansowym którą uda mi się szybko przeczytać i jeszcze szybciej o niej zapomnieć. Dlatego zaczęłam szukać. A pierwsza próba zakończyła sukcesem, bo przeczytałam coś co jak najszybciej chciałam wymazać z pamięci, dlatego od razu sięgnęłam po kolejną książkę.
Klaudia Bianek - Jedyne takie miejsce
Ja naprawdę chciałam dać tej książce szansę. Już samo to, że zaczęłam ją czytać (a nawet bardziej to, że ją skończyłam) powinno o tym świadczyć. W końcu ta historia wygrała konkurs zorganizowany przez We Need YA i dzięki temu została wydana. Ludzie, którzy mieli okazję ją przeczytać podkreślali jak cudownie się ją czyta i ile przy niej płakali.
No ja też płakałam, ale bardzo mało, bo raczej ze śmiechu. Chociaż najczęstszym uzewnętrznieniem moich emocji podczas lektury był facepalm. Przyznam, że nie jestem w stanie zrozumieć pozytywnych opinii, które zebrała ta książka. Co jest dla mnie zastanawiające, bo zazwyczaj nawet jeśli stwierdzę, że to nie było coś dla mnie, to jestem w stanie określić jakiej grupie docelowej może się to spodobać. W tym przypadku mam ogromny problem.
Bo nawet jeśli pominiemy kwestię schematów, które pojawiają się jeden za drugim i jeżeli czytaliście odpowiednią liczbę książek (lub nawet fanficków, bo to trochę nawet fanfickowe było) to spokojnie będziecie wiedzieli co się wydarzy dalej, to i tak pozostaje kwestia jednowymiarowych bohaterów o których to inni nam opowiadają jacy oni są, a sami swoim zachowaniem czy wyborami tego nie pokazują. Pojawiają się tam również krzywdzące stereotypy (np. ocenianie ludzi po wyglądzie) jak i sytuacje, które powinny zostać odpowiednio rozwiązane, czy też wyjaśnione (na przykład to, dlaczego nikt mocniej nie naciskał, żeby dowiedzieć się, dlaczego nastolatka zaszła w ciążę. Serio, większość bohaterów stwierdziła, że to jej sprawa i nie będą jej naciskać. SERIO) a nie zostało to zrobione.
Dlatego tak jak pisałam, jest to jedna z książek, której nawet nie mam komu polecić, bo nie wyobrażam sobie, komu mogłabym to zrobić.
Beth O’Leary - Współlokatorzy
Współlokatorzy natomiast byli dokładnie tym, czego potrzebowałam. Lekka (chociaż nie do końca) historia, z ciekawymi bohaterami (Ona pracuje w wydawnictwie, ale zajmujący się trochę.. innymi tematami niż książkoholikom mogłoby się wydawać - na przykład szydełkowaniem. On natomiast pracuje w szpitalu) których okoliczności życiowe zmuszają do tego, że wynajmują wspólnie mieszkanie. I śpią w jednym łóżku, chociaż nigdy się nie widzieli. Więcej nie zdradzę - sami będziecie musieli przeczytać jak taki układ może funkcjonować i jak to się wszystko skończy.
Dlatego jeżeli chcecie przeczytać coś w miarę lekkiego, co nie sieknie Was dramatyzmem, ale zarazem nie będzie infantylne, czy wręcz bezsensu - Współlokatorzy są czymś dla Was.
Joan He - Descendant of the Crane
Też nie możecie napatrzeć się na tę okładkę? Piękna, prawda? Jak tylko ją zobaczyłam, zapomniałam o moich złych doświadczeniach z książkami o pięknych okładkach (które okazywały się mieć niezbyt piękne wnętrze) i postanowiłam przeczytać tę książkę. Szczególnie, że miała być inspirowana Chinami a ostatnio motywy azjatyckie w literaturze bardzo mnie interesują.
Czy i tym razem się dałam się oszukać? I tak i nie. Z jednej strony mam ogromny problem z tym w jaki sposób ta historia została poprowadzona. Najpierw skupiamy się na śledztwie, które przeprowadza świeżo upieczona Królowa Hesina, która stara się dowiedzieć kto stoi za zabójstwem jej ojca. Potem nagle dostajemy wyrwę w historii (serio, trzy razy sprawdzałam, czy nie zgubiłam jakiegoś rozdziału pomiędzy dwoma innymi, ale wszystko się zgadzało), żeby następnie historia skupiła się na czymś zupełnie innym (co można byłoby ogólnie określić jako pałacowe intrygi i odkrywanie własnej historii). Zupełnie nie mogę zrozumieć z czego to wynika - czy ktoś zmusił autorkę do skrócenia powieści? Czy lepiej wyszłaby na rozbudowaniu historii na kilka części? Trudno powiedzieć.
Z drugiej strony, jak już udało mi się ogarnąć o co w tym wszystkim chodzi, to zakochałam się w tym świecie na tyle, że z chęcią przeczytałabym o nim więcej. Ba! Samo zakończenie spowodowało, że chętnie przeczytałabym kontynuację tej historii, ale nie tylko, bo nie pogardziłabym również opowieścią o tym co działo się przed wydarzeniami z Descendant of the Crane. Na co podobno są szanse - sama autorka stwierdziła, że w swojej głowie ma już dwie historie, które nie można nazwać kontynuacją, ale dzieją się w tym samym świecie.
Z drugiej strony, jak już udało mi się ogarnąć o co w tym wszystkim chodzi, to zakochałam się w tym świecie na tyle, że z chęcią przeczytałabym o nim więcej. Ba! Samo zakończenie spowodowało, że chętnie przeczytałabym kontynuację tej historii, ale nie tylko, bo nie pogardziłabym również opowieścią o tym co działo się przed wydarzeniami z Descendant of the Crane. Na co podobno są szanse - sama autorka stwierdziła, że w swojej głowie ma już dwie historie, które nie można nazwać kontynuacją, ale dzieją się w tym samym świecie.
Amie Kaufman, Jay Kristoff - Aurora Rising (The Aurora Cycle #1)
Jeżeli po Aurora Rising spodziewacie się tego samego co po Illuminae, to muszę od razu Wam to wybić z głowy. Nie mamy tutaj kolejnej cegły pełnej plików, obrazków czy czatów. To jedyne co łączy te dwie serie to nazwiska autorów i to że dzieją się w kosmosie. I żeby była jasność: oficjalnie potwierdzono, że te dwie historie dzieją się w zupełnie innych światach.
Czy to oznacza, że powinniście spisać na straty Aurora Rising? Nie, wręcz przeciwnie.
Tym razem dostajemy szóstkę zupełnie różnych bohaterów, którzy w dość przypadkowy sposób zostali wybrani, żeby razem pracować. I jak to bywa w takich przypadkach, udają się na wspólną misję, która nie idzie tak jak to było zaplanowane. Mamy tutaj i dużo przygody, trochę miłostek, ciekawie stworzone organizacje międzyplanetarne (wiecie o co chodzi) jak i sytuację polityczną, sporo humoru, ludzie zamrożonych przez kilkaset lat, kosmitów oraz elitarną szkołę dla służb porządkowych.
W skrócie: jeżeli tak jak ja uwielbiacie motyw współpracy przypadkowych bohaterów (coś w stylu Szóstki Wron czy Pozłacanych wilków) a także podróże w kosmosie - uważam, że będziecie zadowoleni z lektury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz