20:48

[bukszots] Nadchodzi chłopiec, Ballada ptaków i węży

[bukszots] Nadchodzi chłopiec, Ballada ptaków i węży



W tym wydaniu bukszots mamy dwie historie, które na pierwszy rzut oka nie mogłyby się bardziej od siebie różnić. Jedna z nich jest oparta na prawdziwych wydarzeniach z przeszłości mających miejsce w Korei Południowej, druga natomiast to dystopia mająca miejsce w Stanach Zjednoczonych. Autorka pierwszej z nich została nagrodzona nagrodą Bookera za wcześniejsza książkę (Wegetariankę), natomiast autorka drugiej stworzyła bestsellerową trylogię YA (której książka o której będę pisała jest prequelem). Jednak jest coś co je łączy - pytanie o ludzką naturę oraz to do czego doprowadza przemoc. 


Han Kang - Nadchodzi chłopiec





Nie miałam zbyt wielu oczekiwań, kiedy zaczynałam lekturę Nadchodzi chłopiec - po prostu chciałam w końcu przeczytać coś napisanego przez współczesnego południowokoreańskiego autora. To czym zaskoczyła mnie ta historia (a raczej historie, ale o tym za chwile) to jej przerażająca uniwersalność. Bo może i dzieje się ona w Kwangju (nazywane również Gwangju), Korei Południowej w 1980 roku, ale wystarczyłoby zmienić nazwy miejsc i imiona osób, a równie dobrze mogłoby mieć to miejsce gdziekolwiek na świecie. 


Masakrą w Kwangju zostało nazwane brutalne stłumienie demonstracji, które były skierowane przeciwko zamachowi stanu mającego miejsce w grudniu 1979 oraz wojskowej dyktaturze. W Nadchodzi chłopiec wydarzenia te obserwujemy z perspektywy kilku, bardzo różnych osób na różnych etapach swojego życia. Część z nich poznajemy na chwilę przed tragedią, innych już po wielu latach. Wszyscy jednak zostali przez to wydarzenie naznaczeni na całe życie. Han Kang wybrała chyba najlepszy możliwy sposób na ukazanie tego - a mianowicie na podział historii na osobne historie zawarte w rozdziałach. Przez to może i trochę zaburzona jest płynność wydarzeń, ale równocześnie sami możemy wysilić trochę mózgi, żeby znaleźć powiązania między bohaterami.


Przerażające w tym wszystkim jest dla mnie to, że nie ważne jak daleko od siebie mieszkamy, jakimi językami mówimy czy jak wygląda nasza kultura - kiedy chodzi o nasze pierwotne instynkty czy zachowania - wszyscy jesteśmy tacy sami. Szczególnie jeśli chodzi o tę mroczną stronę i to jak trudno jest zachować nam to, co wydaje się, że powinno świadczyć o naszym człowieczeństwie. 


Na podstawie książki powstał spektakl o tym samym tytule w Teatrze Starym w Krakowie. 

Egzemplarz otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa W.A.B. 


Suzanne Collins - Ballada ptaków i węży (Igrzyska śmierci #0)




Chyba nikt nie spodziewał się, że powstanie kolejna część Igrzysk śmierci - a dokładnie ich prequel, bo tym właśnie jest Ballada ptaków i węży. Co więcej, po miesiącach plotek dotyczących tego czego dokładnie będzie dotyczyła ta książka (fandom był przekonany, że będzie to historia Mags), wszyscy byli zaskoczeni, kiedy okazało się, że będzie to historia młodości wielkiego złego Igrzysk śmierci - Coriolanusa Snowa. 


Z jednej strony historia świetnie sprawdziła się jako rozszerzenie znanego już świata i pokazania, że wcale Kapitol nie miał cały czas tak kolorowo jakby mogło nam się wydawać. Bo tak naprawdę dostajemy opis miasta i społeczeństwa, które próbuje się podnieść po wojnie z wszystkiego tego konsekwencjami zarówno fizycznymi jak i psychicznymi, nawet jeśli było po zwycięskiej stronie. W tym wszystkim możemy spróbować zrozumieć motywy jakie kierowały Snowem w jego późniejszym życiu. 


Z drugiej strony uważam, że autorka trochę przesadziła z ilością puszczanych do nas oczek, mających na celu bezpośrednie powiązanie wydarzeń z Igrzysk z tymi z Ballady. Czasami miałam wrażenie, jakby na siłę przypisywano dodatkowe znaczenie rzeczom czy wydarzeniom już znanym trylogii.  Bardzo nierówne jest także tempo akcji, która rozkręca się dość powoli, by zaraz po przyspieszeniu mocno wyhamować i skończyć się w przyspieszonym tempie. 


Ballada ptaków i węży będzie dobrą lektura dla czytelników, którzy zastanawiali się jak wyglądał świat przed wydarzeniami z Igrzysk śmierci a szczególnie dla tych, którzy są ciekawi historii wielkich złych. 


14:22

[K-pop w książkach] Stephan Lee - K-pop tajne przez poufne

[K-pop w książkach] Stephan Lee - K-pop tajne przez poufne



Chyba już możemy powiedzieć, że temat k-popu na dobre pojawił się w świadomości polskiej branży wydawniczej. Nie tylko zaczynają pojawiać się książki dotyczące nie tylko bezpośrednio najpopularniejszych zespołów, tak na dokładkę spora część z nich ma premierę niedługo po tej premierze. Tak jak to było w przypadku K-pop tajne przez poufne Stephana Lee o którym trochę porozmawiamy. 


Zacznijmy od tego, że jest to chyba jedna z nielicznych książek, którą miałam ochotę dosłownie wyrzucić przez okno podczas lektury (a nie zrobiłam tego jedynie dlatego, że czytałam ją na czytniku ebooków i trochę szkoda by mi było się go pozbyć), a cytaty z niej powodowały, że osoby, które je otrzymywały miały ochotę zrobić to samo. A przynajmniej tak wynikało z reakcji. Żeby dobrze zrozumieć dlaczego tak się działo, musimy przejść przez trzy płaszczyzny: samej historii jako takiej, sposobu w jaki została przedstawiona oraz przedstawienia elementów dotyczących k-popu. 


Jeśli patrzeć na samą historię, to nie jest ona taka zła. Ot, kolejna historia o młodej dziewczynie, która chce spełnić swoje marzenia o zostaniu gwiazdą. Tym razem jednak dość specyficzna, bo główna bohaterka jest Koreanką urodzoną i wychowaną w Ameryce, a droga do sławy prowadzi przez przemysł k-popowy. Na tej płaszczyźnie, można stwierdzić, że to historia jakich wiele dla młodych dziewczyn, które również marzą o sławie i o tym, że zauważy je ich idol. Jedyne do czego mogę się przyczepić to zakończenie, bo wygląda na robione na szybko, tak jakby autorowi zaraz miał się skończyć limit słów a chciał umieścić w nim wszystko to co wymyślił. 


Niestety sprawa wygląda gorzej, kiedy przejdziemy do tego w jaki sposób historia została przedstawiona. Ta książka to swoiste potwierdzenie teorii, że mężczyźni nie potrafią pisać kobiecych postaci - a nastolatek to już w ogóle. Candance Park jest z rodzaju tych trochę (albo nawet trochę bardzo) irytujących głównych bohaterek, które przekonują nas (i siebie same) jak bardzo są przeciętne, po czym cały świat przedstawiony stara się temu zaprzeczyć. Wydaje mi się, że można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że mamy tu przykład Mary Sue. Przy czym wszystkie pozostałe postacie są dość jednowymiarowe - najlepsza przyjaciółka jest bardziej koreańska od Candance, uwielbiany idol jest seksowny, największa rywalka jest rywalką, bo się uwzięła. A jeśli chodzi o sam język i styl, to pozwolę sobie przytoczyć dwa fragmenty na których polegałam: “(...) a mnie przydałyby się podwójne wkładki higieniczne i to nie pod pachami a w majtkach" oraz “Wygląda niesamowicie, jak sen jednorożca z mangi”. Ja nawet nie wiedziałam jak to skomentować.


Do tego dochodzą jeszcze dwie kwestie związane z tłumaczeniem. Po pierwsze mamy w pewnych miejscach romanizację koreańskiego (czyli przekonwertowania hangula na alfabet łaciński) o którą wypytywała u źródła Mirabell (wyszło na to, że w taki sam sposób wyglądało to w oryginale), a która nie przypomina żadnej znanej nam wersji, przez co momentami zastanawiałam się czy tak można niektóre słowa zapisywać i czy dobrze myślę co one oznaczają. Bo wiecie, może nie jestem specem od koreańskiego, ale mimo wszystko kilka słów już potrafię rozpoznać a nawet zrozumieć. Druga kwestia dotyczy tłumaczenia stwierdzeń związanych bezpośrednio z k-popem. Osoby interesujące się tym tematem są przyzwyczajone do tego, że większość specyficznych określeń nie jest tłumaczona na polski - używany jest albo język angielski albo romanizacja koreańskiego. Tutaj tłumacz zdecydował się na przetłumaczenie wszystkiego na polski, przez co dostajemy krótkie rajstopy (czyli safety shorts) czy ostre dziewczyny (czyli koncept girl crush) co samo w sobie nie jest złe, jednak dla osób przyzwyczajonych do innych określeń (a które podejrzewam miały być targetem książki) może być… ciekawym doświadczeniem. Należy również uważać na słowniczek terminów k-popowych znajdujący się na końcu książki - nie jest on zły, ale niektóre kwestie mogą zostać źle zrozumiane. 


Jednak to co najbardziej przeszkadzało mi w K-pop tajne przez poufne to samo przedstawienie świata k-popu. Zaczynając już od tego, że autor stworzył dziwną hybrydę świata rzeczywistego i fikcyjnego. Z jednej strony mamy fikcyjne zespoły, które przejęły popularność istniejących zespołów (SLK to coś na wzór BTS a QueenGirl to BLACKPINK), jednak nie przeszkadza mu to w przywoływaniu zespołów naprawdę istniejących - w tym bardzo często, wspomnianych wcześniej BLACKPINK (oprócz nich pojawiło się wspomnienie o Girls’ Generation, BigBang, Red Velvet i kilku innych, jednak w większości były to żeńskie zespoły). Co więcej, na samym początku, kiedy mowa jest ogólnie o branży k-popowej w Korei, zostaje przedstawiona koncepcja czterech największych przedsiębiorstw: YG, JYP, SMtown oraz S.A.Y - trzy pierwsze naprawdę istnieją i są nazywane Big3. Obecnie, kiedy mówi się o największych przedsiębiorstwach faktycznie wymienia się te z Big3 i dołącza do tego Big Hit, czyli wytwórnię BTS. Jedni ani drudzy nie zostali wspomnieni tam ani słowem. Wszystko to powoduje niezły bałagan. Niby autor mruga do nas oczkiem, że mamy fikcyjny świat, ale zespoły są stworzone na podstawie tych istniejących, by zaraz wspomnieć o tylko jednym z tych zespołów. 


Czytając tę książkę miałam też wrażenie, że świat koreańskiego show biznesu został przejaskrawiony. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie wiemy i pewnie nigdy nie dowiemy się jak naprawdę wygląda sytuacja k-popowych idoli za kulisami a doniesienia o skandalach dotyczących ich traktowania nie napawają optymizmem, ale warto też spróbować drążyć temat głębiej jeśli chce się o nim pisać i posłuchać wywiadów ex-gwiazd czy trainee, które rzucają światło na to jak to naprawdę wygląda (na przykład jak w praktyce wygląda zakaz randkowania). Dlatego czytając o tym jak trainee są zamknięci na całe tygodnie w jednym budynku, gdzie zarówno śpią jak i ćwiczą (a niżej znajdują się biura wytwórni), przy czym dziewczyny i chłopcy muszą być od siebie bezwzględnie oddzieleni (do tego stopnia, że w ich stołówce znajduje się przezroczysta płyta - ale to tylko dlatego, żeby dziewczyny widząc na sobie wzrok chłopaków jadły mniej) trochę się zdziwiłam. Sposób przedstawienia tego, bardzo przypominał mi to w jaki sposób o k-popie wypowiadają się osoby z zachodniego kręgu kulturowego, które niezbyt wiele o nim wiedzą i nie potrafią zrozumieć, że w jaki sposób k-pop obecnie wygląda wynika bardzo mocno z zasad i kultury reprezentowanej przez koreańskie społeczeństwo. Co jest dla mnie tym bardziej dziwne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że autor jest Koreańczykiem wychowanym w Ameryce, ale będącym w temacie koreańskiej popkultur. Nie zrozumcie mnie źle - uważam, że branża k-popu ma długą drogę przed sobą jeśli chodzi o traktowanie artystów i trainee i cieszę się za każdym razem, kiedy wychodzą informacje o tym, że coś zmierza w dobrym kierunku (tak jak teraz, że pojawią się przepisy regulujące to w jaki sposób mogą pracować nieletni trainee i idole). Ale proszę, nie róbmy z tego bajki z morałem w której dziewczynie z zewnątrz udaje się zrobić coś, czego innym nie udało się zrobić przez lata. 


Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej się zastanawiam, czy sposób przedstawienia branży nie jest wynikiem tego jaka jest to historia i do kogo została skierowana - w końcu mieliśmy już przykłady historii o nastolatkach spełniających marzenia pomimo przeciwności losu i tego okropnego, zachodniego show biznesu. A że tym razem padło na k-pop? W końcu to teraz chwytliwy temat.


K-pop tajne przez poufne to kolejna książka, która potwierdza tezę, że stereotyp o tym jak to większość fanek k-popu ma pomiędzy 13 a 16 lat ma się bardzo dobrze. Nie jest to książka zła, mimo wszystko dało się ją przeczytać, myślę, że osoby będące w targecie będą miały większą frajdę z jej lektury. Ja niestety nie jestem w stanie nie zwracać uwagi na pewne kwestie. Chociaż nie powiem, nic o tym na razie nie wiadomo, ale jestem bardzo ciekawa, czy doczekamy się kontynuacji przygód Candance. 



Postem o K-pop tajne przez poufne rozpoczynamy miesiąc z książkami o k-popie, czekajcie na kolejne opinie! 


20:37

[Popkulturowe wyznania eM] Nie lubię nadmiaru szoku

[Popkulturowe wyznania eM] Nie lubię nadmiaru szoku



Wszystko zaczęło się od seriali HBO - a dokładniej od oryginalnych seriali HBO o których zawsze było głośno i/lub które były zachwalane ze wszystkich (no prawie wszystkich) stron. A im więcej robiło się szumu tym bardziej chciałam sprawdzić o co w tym wszystkim chodzi - bo chociaż wiem, że rozgłos nie oznacza, że coś jest dobre, to przynajmniej próbuję zrozumieć co ludzie w tym widzą.


Za każdym razem, kiedy próbowałam oglądać seriale HBO, po kilku odcinkach przychodził moment w którym nie byłam w stanie oglądać ich dalej. W przeszłości była to zarówno Czysta Krew jak i Tudorowie. Przez długi czas nie mogłam zrozumieć dlaczego tak się dzieje, w pewnym momencie zastanawiałam się, czy może ze mną jest coś nie tak, skoro nie potrafię dostrzec w tych serialach tego co inni. Nawet nie myślałam o polubieniu - po prostu o zrozumieniu fenomenu. Jednak minęło trochę czasu, miałam styczność z różnymi źródłami kultury aż przyszedł czas na hit, którym stała się Gra o tron. I tak jak w przypadku poprzednich tytułów, starałam się dać szansę, jednak najdalej dotarłam chyba do 4 odcinka. I znowu zaczęłam się zastanawiać, co spowodowało, że nie byłam w stanie obejrzeć nic więcej. Tym razem jednak udało mi się zrozumieć co mnie tak odpycha. 


A było to epatowanie przemocą i wulgarnością. I żebyście teraz dobrze to zrozumieli, skąd wiem, że to o to chodziło: chociaż nie udało mi się obejrzeć więcej odcinków, tak przez kilka sezonów czytałam skróty czy streszczenia odcinków Gry o tron (nie wspominając o licznych teoriach). Nie potraficie sobie wyobrazić miny moich znajomych, kiedy mówiłam, że nie oglądam serialu a doskonale wiedziałam co się w nim dzieje. Bo z punktu widzenia historii oraz bohaterów - z chęcią bym go obejrzała. To co mi to uniemożliwiło to sposób w jaki zostało to pokazane na ekranie. 


Jednocześnie muszę zaznaczyć, że nie mam nic przeciwko pokazywaniu na ekranie (czy opisywaniu w książkach) przemocy czy wulgarnego zachowania. Cała rzecz polega jednak na tym, żeby wiedzieć kiedy tego użyć i w jaki sposób, aby uzyskać odpowiednią reakcję od widza czy czytelnik. Albo w odpowiedni sposób przedstawić historię czy bohatera. Niektórzy jednak zapominają, że mamy (co najmniej) dwie płaszczyzny, które się na to składają. Pierwsza to to, co się naprawdę dzieje, czyli to, co faktycznie miało miejsce czy jak zachowali się bohaterowie. Druga to ta, w jaki sposób zostanie to opisane. Możemy mieć dwa identyczne wydarzenia, ale sposób w jaki zostaną opisane i jakie środki zostaną do tego użyte ma ogromny wpływ na to jak je odbierzemy. Wiecie, nie oczekuję, że nagle średniowieczni najeźdźcy będą tylko ogłuszali przeciwników, a dresiarze zaczną mówić poetycką polszczyzną. Doceniam, kiedy twórca używa wulgaryzmów czy obrazowych opisów przemocy, bo chce coś przekazać. A nie jedynie szokować. Trochę sama po sobie wiem, jaką ma to moc - w codziennym życiu niezbyt często przeklinam, ale jak już to zrobię, to zaskoczenie (a czasem nawet przerażenie) w oczach ludzi, którzy mnie znają pozwala mi mieć pewność, że mój cel, podbicia emocjonalności wypowiedzi, został osiągnięty. 


Dlatego chciałabym, żeby zabiegi o których piszę były odpowiednio używane, bo niestety coraz częściej wygląda na to, że epatowanie przemocą i seksem na ekranie ma na celu jedynie szokować widza - i recenzentów - tak żeby o danym dziele zrobiło się głośniej. Wiecie, nie ważne jak mówią, ważne, żeby mówili. I jak użycie ekstremalnych środków pozwala na zwrócenie uwagi na pewien problem, czy pozwala lepiej wybrzmieć emocjonalnie, nawet poprzez wspomniane wcześniej szokowanie, tak wykorzystywanie ich coraz częściej, powoduje że do pewnych praktyk przyzwyczajamy się a wręcz zaczynają być dla nas czymś normalnym (nawet podświadomie). Powoduje to, że żeby wywołać tę samą reakcję, twórcy muszą przesunąć już naruszoną granicę szoku i pójść o krok dalej. Więcej krwi. Więcej brutalności. Więcej seksu. Przy czym niektórzy tak się na tym skupiają, że często zapominają, że ich twór powinien tworzyć spójną całość i nie wiem, może posiadać jakieś związki przyczynowo skutkowe? A potem jak całość trzeba kończyć, to okazuje się, że nagle wątki łączone są bez ładu i składu. Czasami tęsknie za seriami (częściej tymi do oglądania niż czytania, bo te do czytania jeszcze dają radę), gdzie widać, że twórca ma konkretny pomysł, którego trzyma się od początku do końca i nagle nie zmieni zdania jak to wszystko ma wyglądać, przy okazji wprowadzając rzeczy tylko po to by zszokować. 


Warto tu też wspomnieć o części autorów książek młodzieżowych, którzy prawie na siłę muszą wrzucić do swoich historii jak najwięcej seksu, przekleństw i przemocy (w różnych proporcjach), żeby tylko nikt przypadkiem nie pomyślał, że nadal piszą książki dla dzieci - no nie, oni są teraz fajni i mogą być niegrzeczni. I tak, patrzę w tym momencie m.in. na Leigh Bardugo i Sarah J. Maas. 


Dlatego chociaż doceniam niespodziewane zwroty akcji, czy przedstawianie bohaterów czy sytuacji w sposób, który spowoduje u nas dyskomfort, jednak szokowaniu jedynie dla szokowania mówię nie. 



21:28

Zapowiedzi październik 2020: książki

Zapowiedzi październik 2020: książki


Przed nami kolejny miesiąc rozpieszczania przez zagraniczne wydawnictwa, które na razie nie przestają wydawać bardziej (lub mniej) oczekiwanych tytułów. Z moich obserwacji wynika, że przed nami jeszcze jeden miesiąc dobroci, zanim w grudniu sytuacja na rynku się uspokoi, więc cieszcie oczy póki jest czym!  Jak sami się przekonacie, tym razem królują tematy magiczne i mroczne - w sam raz na klimatyczne, jesienne wieczory. 


Zaczniemy od najbardziej oczekiwanej książki miesiąca, czyli nowej historii od V.E.Schwab (o której twórczości pisałam tutaj). The Invisible Life of Addie LaRue (6 października 2020), to historia tytułowej Addie LaRue,  która we Francji 1714 niczym Faust zawiera pakt, by żyć wiecznie jednak ceną za to jest bycie zapomnianą przez wszystkich, których spotka. Jest to opowieść o niesamowitej przygodzie, która rozgrywa się poprzez wieki i kontynenty, przez historię i sztukę, kiedy młoda kobieta sprawdza jak daleko pójdzie, by zostawić świat na tym świecie. Wszystko zmienia się, kiedy po ponad 300 latach, Addie spotyka młodego mężczyznę schowanego w księgarni, który pamięta jej imię. 



Among the Beast & Briars (premiera: 20 października 2020) Ashley Poston ma miejsce w świecie, gdzie nie ma suszy, chorób, głodu a pokój jest wieczny. Było tak od stuleci, od kiedy pierwszy Król zawarł układ z Panią, która panuje nad lasem, który graniczy z królestwem. Jednak kiedy Aloriya prosperowała, las stawał się coraz mroczniejszy, przeklęty i zakazany. Cerys doskonale zdaje sobie z tego sprawę: kiedy była mała, ledwo uciekła, kiedy las zabił jej przyjaciół i matkę. Teraz Cerys nosi ze sobą małą część przekleństwa - magię - we krwi, jako przypomnienie o dniu w którym straciła wszystko. Najbardziej przerażające co może ją teraz spotkać, to irytujący lis, który pojawia się w królewskich ogrodach i nie chce zostawić jej samej. Kiedy następuje koronacja nowej Królowej, rzeczy ukryte w lesie zaczynają pojawiać się w samym królestwie. Cerys zmuszona jest uciekać, mając za kompana jedynie małego lisa z ogrodu, dziwnego i potężnego niedźwiedzia oraz magię w swoich żyłach. To ona musi odnaleźć legendarną Panią Dzikiej Natury i błagać ją o pomoc w uratowaniu domu. Jednak droga robi się ciemniejsza i bardziej niebezpieczna niż się spodziewała a kiedy sekrety z przeszłości zostają odkryte pośród korzeni lasu, przyjdzie jej dać z siebie wszystko byle przeżyć. 


Alix E. Harrow jest natomiast autorką The Once and Future Witches (premiera: 13 października 2020). W 1839 roku nie ma czegoś takiego jak wiedźmy. Istniały, w szalonych, mrocznych dniach zanim rozpoczęło się palenie, jednak teraz czary to nic innego dziecięce rymowanki. Jeśli współczesna kobieta chce posiadać jakąkolwiek władzę, musi ją znaleźć przy urnie wyborczej. Jednak kiedy siostry Eastwood - James Juniper, Agnes Amaranth oraz Beatrice Belladonna - dołączają do sufrażystek z Nowego Salem, zaczynają podążać zapomnianymi słowami i ścieżkami, które mogą zmienić kobiecy ruch w ruch wiedźm. Prześladowane przez cienie i chorobę, tropione przez siły, które nie chcą by wiedźmy mogły głosować - a może nawet żyć - siostry będą musiały odnaleźć najstarsza magię, zdobyć nowych sojuszników oraz wyleczyć więź między sobą, jeśli chcą przetrwać. 



Stuart Turton, autor Siedmiu żyć Evelyn Hardcastle powraca z kolejną książką - The Devil and the Dark Water (premiera: 6 października 2020). Morderstwo na wysokich wodach. Detektywistyczny duet. Damon który może (lub nie) istnieć. Jest rok 1634. Samuel Pipps, najlepszy detektyw na świecie, jest transportowany do Amsterdamu by zostać stracony za zbrodnię którą mógł popełnić (lub nie). Wraz z nim podróżuje Arent Hayes, jego ochroniarz, który zrobi wszystko, żeby udowodnić, że jego przyjaciel jest niewinny. Jednak jak tylko wypłynęli na morze, diabeł zaczyna niszczyć podróż. Dwukrotnie martwy trędowaty krąży po pokładzie. Tajemnicze symbole pojawiają się na żaglach. Zwierzęta są zarzynane. A trzech pasażerów zostaje oznaczonych na śmierć - w tym Samuel. Czy możliwe, że odpowiedzialny za to jest demon? Kiedy Pipps jest aresztowany, tylko Arent jest w stanie rozwikłać tajemnice, która łączy każdego pasażera na statku. Tajemnice, która ciągnie się do ich przeszłości, a teraz grozi zatopieniem statku, zabijając wszystkich na pokładzie. 

A jeśli jesteście ciekawi co ciekawego będziecie mogli zobaczyć lub przeczytać po polsku, zapraszam na zapowiedzi u Gosiarelli. 
Copyright © eM poleca , Blogger