Minęło kolejne pół roku w którym momentami wydawało się, że nowa muzyka od k-popowych zespołów (a może nawet lepiej napisać twórców) pojawiała się codziennie (i w niektórych momentach tak było). Druga połowa 2020 charakteryzowała się znacznym przebudzeniem w samej branży (bo tyle tego wychodziło w tak krótkim czasie). Dla mnie osobiście był to czas, w którym przekonałam się do kilku piosenek artystów z którymi zazwyczaj nie mam po drodze - ku miłemu zaskoczeniu. Ale o tym za chwilę.
Subiektywny przegląd k-popu - I połowa 2020
Zaczniemy jednak od dwóch płyt, którymi jestem zachwycona w całości. W moim odczuciu nie ma na nich ani jednej piosenki, której nie chciałabym słuchać, albo która by odstawała jakością. Nikogo nie powinno zdziwić, że pierwszą z nich będzie BE od BTS, ale może Was zdziwić dlaczego tak bardzo mi się spodobała. Słuchając jej po raz pierwszy, miałam wrażenie, że ktoś otulił mnie ciepłym kocykiem. Wrażenie nie tylko ze mną zostało, ale to właśnie BE stało się jedną z dwóch płyt (pierwszą było 25 od Adele) przy której zasypiam. Jeśli chodzi o utwory, które szczególnie polecam, to oprócz bijącego wszelkie rekordy Dynamite (z którym mam obecnie relację love-hate), promującego płytę Life Goes On, szczególnie polecam Dis-ease.
Drugą płytą, którą polecam w całości jest Travel od Mamamoo. Jeśli chodzi o brzmienie, jest zdecydowanie bardziej różnorodna niż BE, jednak każda z piosenek ma w sobie to coś, co powoduje, że chce się ich słuchać. Szczerze mówiąc, tytuł tej płyty jest idealny w odniesieniu do jej zawartości, bo faktycznie słuchając Travel przeżywamy muzyczną podróż przez różne klimaty. Moje ulubione utwory? Na pierwszym miejscu jest Diamond, zaraz po nim AYA (które po pierwszym przesłuchaniu może nie wpaść do ucha, ale im dłużej się słucha, tym bardziej się ją docenia) oraz Dingga. Bo radosnych piosenek w 2020 potrzeba było więcej niż mniej.
W drugim comebacku w 2020 nie zawiodło również Tomorrow x Together. I chociaż może na początku brakowało mi ich trochę mocniejszego brzmienia, tak naprawdę szybko przekonałam się do tego, że ich concept w Blue Hour czy We Lost the Summer pasuje do nich jak do nikogo innego. Natomiast ogromnym zaskoczeniem było dla mnie to, że w końcu wpadły mi do ucha piosenki Stray Kids. Ich muzyka, jeszcze sprzed debiutu podobała mi się, ale niestety potem nasze drogi się rozeszły. Aż do Back Door, które nie dość, że wpadło mi w ucho, to zaimponowało mi choreografią. I to właśnie dzięki tej piosence przekonałam się również do God's Menu i teraz jestem ciekawa, czy ich kolejny comeback również przypadnie mi do gustu.
Gdybym miała wybierać, to dużo bardziej podobała mi się odsłona Twice w drugim półroczu. More&More nie było złe, ale to w I can’t stop me zakochałam się od pierwszego przesłuchania (i nawet próbowałam nauczyć się choreografii, co mi oczywiście nie wyszło, ale oznacza to, że naprawdę mi się podobało) - może to kwestia wszędobylskiego retro. Natomiast to Cry for me jest dla mnie obecnie najlepszą piosenką Twice, która pokazuje ich chyba najbardziej dojrzałą odsłonę. Jestem bardzo ciekawa, co zaprezentują w tym roku. Wracając do klimatów retro - GFRIEND wydały MAGO w momencie, kiedy miałam lekki przesyt tym tematem, jednak nie mogłam nie dać się porwać zarówno piosence jak i teledyskowi (który dla mnie jest najlepszym teledyskiem w klimacie disco w kpopie w tym roku). Nie obyło się również bez niespodzianek. Po raz pierwszy od dłuższego czasu pojawiła się piosenka BLACKPINK, którą jestem w stanie słuchać nieirocznicznie (nie mogę jedynie znieść choreografii, która psuje mi odbiór całości). Lovesick Girls spowodowało, że w końcu poczułam emocje z ich strony. Może i słodko-gorzkie, ale była to miła odmiana od ich typowej twórczości i mam nadzieję, że nie będzie to ich ostatnia odsłona w takim wydaniu.
Bardzo dobrze radzą sobie też dziewczyny z czwartej generacji k-popu. Zarówno Itzy, których Not Shy podobało mi się dużo bardziej niż ich wcześniejszy Wannabe Me (plus bardzo się cieszę, że zaczynają łączyć swoje występy i śpiew na żywo), jak i Everglow, które moim zdaniem są takim czarnym koniem - ich comeback z La Di Da idealnie wpasował się w klimaty retro panoszące się w k-popie w tym roku, ale jednak był trochę inny (przez inny mam na myśli, że ciemniejszy/mroczniejszy niż w przypadku innych zespołów).
Kolejny przypadek w którym przekonałam się w końcu do piosenki zespołu z którym zazwyczaj mi nie po drodze, to Why Not od LOONA, które imponują mi zmianami formacji podczas tańca - przy tylu osobach uważam, że to nie lada wyczyn. Zostając przy stronie tanecznej występów, nie mogłabym nie wspomnieć o choreografii, która zaprezentowała Chungha do jej kolejnego singla zapowiadającego pierwszy pełny album. Dream of You to piosenka, która od premiery nie schodziła z najbardziej odtwarzanych przeze mnie piosenek. A przegląd k-popu zamykają Dreamcatcher z BOCA, które po raz udowadniają, że można robić coś innego w k-popie niż cała reszta.
Gdybyście sami robili listę najlepszych piosenek k-popowych z drugiego półrocza 2020 jakie utwory by się tam znalazły? A może macie kogoś, kto Was wyjątkowo rozczarował? Moją listę piosenek wraz z występami znajdziecie w tym miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz