14:52

Da się? Da się! O adaptacji świata Griszów (Cień i Kość. Sezon 1)

Da się? Da się! O adaptacji świata Griszów (Cień i Kość. Sezon 1)


Ostatnio coraz bardziej dostrzegam jak to jaki mam humor, co (i może trochę ile) wiem o danej produkcji i czego w danym momencie najbardziej potrzebuję wpływa na to jak odbiera dany film, serial, książkę, piosenkę czy cokolwiek innego. Dlatego zanim zacznę zachwycać się adaptacją książek Leigh Bardugo - Cień i kość - podzielę się z Wami moim nastawieniem z którym siadałam do oglądania. 

Szukacie informacji o kolejności czytania książek z uniwersum Griszów?


Przyznaje szczerze, nie byłam nigdy jakąś ogromną fanką trylogii Grisza, czyli historii, która zapoczątkowała świat stworzony przez Leigh Bardugo. Przeczytałam pierwszy tom (Cień i kość) bo wszyscy się zachwycali a ja (ku mojemu zaskoczeniu), ledwo przez niego przebrnęłam, ze względu na głównych bohaterów, których nie mogłam znieść (pozdrowienia dla książkowej Aliny i książkowego Mala). I tak skończyłaby się moja przygoda z tym światem, gdyby nie Szóstka wron, która w momencie kiedy ją czytałam okazała się dla mnie strzałem w dziesiątkę - bo bohaterowie, bo motyw napadu, bo nie mogłam się oderwać od czytania. Mając perspektywę, że zostały zapowiedziane kolejne książki, które łączą bohaterów z obu serii - chcąc nie chcąc dokończyłam również trylogię. Ale było to już kilka ładnych lat temu, wydarzenia, które miały miejsce zatarły się, zostały jedynie emocje.


Z czego się cieszę, bo pozwoliło mi to na skupieniu się na tym co widzę a nie na porównywaniu do książki. Dodatkowo jakoś tak wyszło, że przed samą premierą serialu skończyłam najnowszą część historii ze świata Griszów a dokładnie drugą część dylogii o Nikolaiu, czyli Rządy wilków i powiem Wam, że z tą wiedzą serialową odsłonę Cienia i kości oglądało się jeszcze ciekawiej. 


Chociaż początkowo pomysł połączenia dwóch serii rozgrywających się w różnym miejscu i czasie wydawał się szalony (momentami byłam pewna, że to nie ma prawa się udać) to teraz nie potrafię sobie wyobrazić, żeby wyglądało to jakkolwiek inaczej. W związku z tym faktycznie wprowadzono zmiany w stosunku do pierwowzoru, ale zrobiono to w taki sposób, że wręcz dodało to historii. To tak jakby ktoś powycinał odpowiednie elementy i zszył je, dodając trochę nowego materiału, tak że nie można się dopatrzeć, gdzie są szwy. W tym momencie uważam, że należałoby ozłocić osobę (czy osoby), która wpadła na ten pomysł. 


Może to dlatego, że sama historia Aliny, pomimo fascynującego świata, nie jest czymś czego już nie widzieliśmy. Ot, kolejny Wybraniec, specjalny płatek śniegu, który ma za zadanie uratować świat i tylko on może to zrobić. No i przy okazji ma problemy sercowe. Jednak został to tak przedstawione, że wcale nie zwracałam na to uwagi a skupiłam się raczej na samej historii Aliny i tym, że chciała w końcu przynależeć, gdzie będą ją akceptowali. Zmiany dotyczące Darklinga (czy Generała Kirigana) również pozwoliły na lepsze rozumienie postaci i pokazanie jego motywów, pokazanie go bardziej ludzkim. A dodanie Wron, czyli wątku z porwaniem całej historii dodaje tempa i trochę intryg. Dzięki temu było dynamicznej - plus kto nie lubi odrobiny knucia i zastanawiania się jak to wszystko połączy się w całość. Najmniej pasującym obecnie wątkiem mógłby się wydawać ten Niny i Matthiasa, ale patrząc na to jak już na końcu wszystko się ładnie połączyło plus to jak zachwycona byłam chemią między tymi dwoma postacia - nie będę narzekała. W sumie cały sezon oglądało mi się jak jeden, baaardzo długi film. 


W ogóle wszystkie postacie moim zdaniem zachowały klimat swoich pierwowzorów, co pięknie przełożyło się nie tylko na historię, ale również na klimat całego świata - który sam w sobie jest już imponujący. Scenerie, architektura - już nie wspominając o tym, że zakochałam się w keftach i zastanawiam się jak zdobyć własny egzemplarz. Podobało mi się, że tak jak w książkach było widać inspiracje prawdziwymi państwami. 


Jedyne do czego mogę się przyczepić to to, że niezbyt jasno wyjaśniona jest zarówno sytuacja polityczna Ravki, jak również kwestia Griszów. Mając chociaż szczątkową wiedzę (bo jednak coś w tej głowie zostało) i trochę luźniejszy stosunek do tego co się dzieje na ekranie, to jakoś to przetrawiłam, ale wydaje mi się, że osoby dla których serial będzie pierwszym spotkaniem ze światem Griszów, mogą się wręcz zniechęcić, bo niby coś wiadomo, ale tak nie do końca. 


A teraz trochę luźniejszych przemyśleń. To był pierwszy od nie wiem kiedy serial podczas którego piszczałam. Serio, dawno tego nie robiłam, a tu wystarczyło dwóch bohaterów i dawne dobre czasy wróciły. Trochę się boję co ze mną będzie, kiedy na ekranie pojawi się Nikolai (bo mam nadzieje, że pojawi się już w drugim sezonie!), bo ludziom od castingów w tym momencie całkowicie ufam. Największym zdziwieniem dla mnie w tym wszystkim było to, że… Mal był jakiś przyjemniejszy? A przynajmniej nie prychałam na każdej jego scenie, czego się bardzo obawiałam, bo książkowego Mala nienawidzę (nie żartuję!). Zagadkę rozwiązały przykłady porównujące książkowego i serialowego Mala - który najwyraźniej przeszedł u twórców największą metamorfozę. Chociaż i tak nadal nie należy do moich ulubionych postaci. 


Szczerze powiedziawszy trochę jestem w szoku, że w końcu dostałam to, czego chciałam i potrzebowałam od lat, czyli dobrze zrobiony serial na podstawie YA fantasy, który może i podwyższył wiek postaci (ale to dobrze, bo serio, czasami nie chce się wierzyć w to co autorzy robią i dają wszędzie ratujących świat szesnastolatków), ale nie podwyższył progu wieku oglądalności, chociaż pozwolił na to, że trochę starszy odbiorca też się będzie świetnie bawił podczas seansu. Jestem ciekawa, czy szum, które wywołała serialowa adaptacja Cienia i Kości (no i może trochę sam Ben Barnes) i pozytywne reakcje spowodują, że w niedługiej przyszłości czeka nas wysyp seriali na podstawie książek YA fantasy. 


Teoretycznie od lat już słyszymy o kolejnych tytułach, do których zostały wykupione prawa, ale jakoś nie było nam dane doczekać się ogromnego wysypu, nie mówiąc już o dobrze zrobionych adaptacji. Teraz na horyzoncie pojawia nam się ekranizacja Dworu Cierni i Róż Sarah J. Maas, ma pojawić się serial na podstawie przygód Percy’ego Jacksona a nawet Samantha Shannon swego czasu chwaliła się, że pracowała przy scenariuszu Czasu Żniw. Jakiś czas temu pisałam, że trochę nie wiem co się stało z YA jako gatunkiem, a teraz wydaje mi się, że czeka nas jego druga młodość dzięki temu co udało się zrobić Netflixowi i Leigh Bardugo. 


A żeby zakończyć temat lżejszym akcentem - jestem zachwycona tym, jak Cień i Kość przypomniało wszystkim, że kochają Bena Barnesa (no, albo odkrywają, że go kochają). Jestem w miłości, jeśli chodzi o ilość fangirlowego kontentu, którą obecnie widzę z nim w roli głównej, że aż przypominają mi się dawne czasy, kiedy co chwila ktoś coś lub kogoś fangirlował. 



14:34

[Same spoilery] Leigh Bardugo - Rule of Wolves (Rządy Wilków)

[Same spoilery] Leigh Bardugo - Rule of Wolves (Rządy Wilków)


Myślałam, że nigdy już nie wrócę do serii Same Spoilery, bo ostatnio jakoś nie miałam większych przemyśleń czy kwestii do poruszenia po przeczytaniu książki o której nie mam z kim porozmawiać bo jest jeszcze przed polską premierą (jak to zazwyczaj jest w przypadku postów z Samych Spoilerów). Co więcej - zaraz po zakończeniu Rule of Wolves (Rządów wilków) nie miałam w planach wypowiadania się na jego temat. Jednak jak to się mówi - po przespaniu się z tematem - odkryłam, że jest parę rzeczy, które chciałabym zapisać i może podyskutować z innymi, którzy już Rule of Wolves Leigh Bardugo przeczytali. 


Tym samym - jeśli jeszcze nie czytaliście tej książki i jeszcze nie wyszliście z tego posta - uprzejmie ostrzegam, że będą spoilery dotyczące nie tylko tej części, ale również innych książek z uniwersum Griszów (o kolejności ich czytania możecie przeczytać tutaj). W polskiej wersji - Rządy wilków wychodzą 5 maja 2021 nakładem wydawnictwa MAG. 


SPOILERY


Nadal jestem trochę rozczarowana tym, że w dylogii o Nikolaiu było tak mało Nikolaia. No dobra, było go zdecydowanie więcej niż wcześniej (znaczy w poprzednich seriach), ale mimo wszystko spodziewałam się, że będzie go jeszcze więcej. Bo wyszło tak, że w Królu z bliznami tylko połowa książki była jego historią a w Rządach wilków było go jeszcze mniej. Z samym podziałem tego co się działo też mam problem. Z jednej strony bardzo fajnie było zobaczyć co się dzieje w tym samym czasie w różnych miejscach. Jednak z drugiej strony ciągłe skakanie po różnych bohaterach mocno mnie wybijało z toku lektury - co się wciągnęłam, to nagle byłam transportowana w zupełnie inne miejsce, co znowu powodowało, że ciężko było mi się wbić w lektury. Dopiero na samym końcu, kiedy wszystko zaczęło się łączyć w całość poczułam, że nie jestem w stanie odłożyć książki. A chwilę potem wszystko się skończyło. 


I teraz chwilę o zakończeniu, skoro przy nim już jesteśmy. Już od dawna można było podejrzewać, że Leigh Bardugo tak szybko nie skończy ze światem Griszów, szczególnie, kiedy już oficjalnie została zapowiedziana trzecia część Szóstki Wron. Szczerze powiedziawszy, ta perspektywa napawała mnie niemałą obawą na to co się wydarzy w Rządach wilków, ponieważ jestem przyzwyczajona, że autorki, które tworzą rozbudowane światy (pozdrawiam serdecznie Cassandrę Clare i Sarah J. Maas) mają tendencję do tworzenia zakończeń, które nie tyle są zakończeniem historii a wprowadzeniem do nowej serii. W tym przypadku mogłam odetchnąć bo tak się nie stało. 


Faktycznie Bardugo buduje podwaliny pod kolejną część Wron (a może i nawet kolejną, inną serię), jednak robi to w taki sposób, że czułam się jakby to był jeden z elementów historii, mrugnięcie okiem do czytelnika, a nie główny jej cel. No bo nikt mi nie powie, że następne historia nie będzie skupiała się na uwolnieniu Darklinga a raczej na próbie znalezienie sposobu na zrobienie tego przez Inej. A jakbym miała być złośliwa, to napisałabym tylko, że Bardugo za punkt honoru wzięła sobie, by w tej książce wspomnieć o wszystkich bohaterach jej poprzednich serii o których tylko mogła - chociaż i tak zrobiła to tak dobrze, że niektóre nawiązania 


Mówiąc o ulubieńcu czytelników - po dylogii o Nikolaiu mam mieszane uczucia jeśli chodzi o Darklinga/Zmrocza czy jak go tam kto chce nazywać. Z jednej strony nie jestem fanką wskrzeszania bohaterów, którzy powinni zostać martwi, szczególnie w tak pokręcony sposób jak zostało to zrobione w Królu z bliznami, jednak z drugiej strony końcówka Rządów wilków pozwoliła mi go trochę lepiej zrozumieć - a przynajmniej motywy, które nim kierowały. Darkling chciał, żeby ludzie go zapamiętali. W pokraczny sposób może nawet stwierdzić, że nigdy nie chciał być zły, po prostu za życia (głownie tego pierwszego) podejmował najgorsze możliwe wybory. W końcu nie można powiedzieć, że się zmienił, a jednak postanowił cierpieć przez wieczność by uratować Ravkę w zamian za nazwanie go Świętym. Jestem pełna podziwu jak Rządy wilków dodały dodatkowych wymiarów już i tak pełnowymiarowym bohaterowi. 


No dobrze, czy to już ten moment w którym mogę zacząć piszczeć? Myślę że tak. UWIELBIAM relację Nikolaia i Zoyi oraz to jak ona zmieniła się nawet na przestrzeni jednego tomu. Ba! Kilka dni po zakończeniu lektury uświadomiłam sobie, że przypomina mi inną relację z innej serii - a mianowicie Doriana i Manon ze Szklanego tronu od Sary J. Maas - co uzmysłowiło mi, że chyba mam ulubiony typ związków w literaturze fantasy. Z tym że Nikolaia i Zoyę lubię jednak bardziej, bo to jak jedno drugiego wspiera i to jak świetnie to wypadło w zakończeniu Rządów wilków (serio, kiedy czytałam ich sceny na samym końcu piszczałam i wzdychałam na zmianę) to jest dla mnie niesamowite.


Zakończenie tej dylogii uświadomiło mi, że Bardugo jako jedna z nielicznych autorek potrafi stworzyć bohaterów, którzy nie dość, że są przedstawicielami mniejszości (rasy, płci, orientacji seksualnej), to nie jest ich jedyna ani główna cecha - co tylko świadczy o tym, że co jak co, ale do kreacji bohaterów nie można się przyczepić. 


Po słabszy, Królu z bliznami i dość kiepskim Dziewiątym domie zastanawiałam się, czy w ogóle zabierać się za czytanie Rządów wilków. Nauczona doświadczeniem w przypadku innych autorek, zaczęłam się bać, czy Bardugo pokazała nam już wszystko co najlepsze a teraz to tylko zostanie mi tylko wzdychanie i narzekanie - całe szczęście tak się nie stało. Co więcej - Rządy wilków na nowo rozbudziły we mnie zafascynowanie światem Griszów i już nie mogę się doczekać kolejnych części. 


20:31

[bukszots] Piekarnia czarodzieja, Kim Jiyoung. Urodzona w 1982.

[bukszots] Piekarnia czarodzieja, Kim Jiyoung. Urodzona w 1982.


W końcu się doczekaliśmy (a przynajmniej ja się doczekałam). W ostatnich miesiącach na polskim rynku zaczęło pojawiać się coraz więcej książek południowokoreańskich autorów - a może raczej trzeba byłoby napisać, że zaczynają się pojawiać tytuły, które są trochę łatwiejsze w odbiorze niż to co pojawiało się do tej pory. I wiecie co? Jestem tym zachwycona! Książki o których opowiem poniżej może i nie są najdłuższe (obie mają niewiele ponad 200 stron), jednak ich zawartość zostaje z Wami na dłużej. A mi pozwoliły przełamać niemoc czytelniczą. 


Gu Byeong-Mo - Piekarnia Czarodzieja



Nie wiem czemu, ale byłam przekonana, że Piekarnia Czarodzieja będzie dość lekką historią skierowaną do młodszego odbiorcy - w końcu to baśń. Zapomniałam, że baśń to nie bajka i że może być całkiem mroczna - tak jak to jest w tym przypadku. Dodatkowo wszystko osadzone zostało w prawdziwym świecie - może nie jest to konkretnie dopowiedziane (zarówno jeśli chodzi o czas jak i miejsce), ale mamy wspomnienie o sklepach internetowych, czy Playstation. 


Całość ma ciekawą strukturę. Mamy główną historię podzieloną na rozdziały w których skupiamy się głównie na konkretnych produktach z tytułowej piekarni (nawet dostajemy do nich przepisy!) i pobocznych historiach z nimi związanymi. A najciekawsze z tego wszystkiego jest świadomość, że sami możemy wybrać zakończenie - albo przeczytać obie opcje, jeśli lubimy gdybać. 


A jeśli chodzi o to co się tam działo, to powiedziałabym, że jest to książka raczej dla starszej niż młodszej młodzieży, głównie ze względu na poruszane delikatne tematy, które pojawiają się w naszej ponurej rzeczywistości. Nie są one przedstawione w graficzny sposób, jednak warto mieć tę informację na uwadze zastanawiając się dla kogo Piekarnia Czarodzieja się nada. 


Dla mnie najciekawszym elementem było obserwowanie jak ludzie zachowują się w obliczu możliwości nadnaturalnej zmiany swojej rzeczywistości (co większości przypadków niestety obnażyło tę ciemną stronę człowieczeństwa) i jak zarazem mogą jej istnienie wyprzeć. Mimo zupełnie innej kultury, przykłady są tak uniwersalne, że można byłoby je użyć w różnych miejscach. Sama lektura jest też ciekawa z perspektywy osoby, która interesuje się popkulturą południowokoreańską, bo mimo wszystko autorzy książek (nie tylko koreańskich) nie raz udowodnili, że są najlepszym źródłem wiedzy jeśli chodzi o własne społeczeństwo. 


Cho Nam-Joo - Kim Jiyoung. Urodzona w 1982 roku




Jeśli interesujecie się kulturą Korei Południowej to Kim Jiyoung. Urodzona w 1982 jest jedną z głośniejszych książek ostatnich lat. Głośno było o jej ekranizacji. Męscy fani Irene z k-popowego zespołu Red Velvet zaczęli niszczyć jej photocardy i merch, kiedy okazało się, że idolka przeczytała tę książkę. To nie jest książka obok której można przejść obojętnie a patrząc na jej zawartość takie zachowanie nie może aż tak dziwić - przecież prawda w oczy kole. 


Jest to historia, którą czyta się bardzo szybko, ale nie można powiedzieć, że jest ona łatwa w odbiorze. Przez całą lekturę miałam gulę w gardlę, która z każdą kolejną stroną się powiększła. To opowieść o kobietach, które przez całe swoje życie musiały komuś poświęcić, bo wymagało tego społeczeństwo. To historia kobiety, która próbowała pokazać, że może być kimś więcej w życiu, niż tylko i wyłącznie matką - że ma swoje pasje, marzenia i plany. Które są niczym w porównaniu do jej brata, współpracownika, męża czy syna. 


Przerażające jest również to, że chociaż możemy mieć wrażenie, że to nas nie dotyczy, że dzieje się to gdzieś daleko - tak naprawdę na kartach tej książki możemy znaleźć niczym w odbiciu w lustrze historie, które słyszało się od mam czy znajomych. 


Myślę, że Kim Jiyoung. Urodzona w 1982 jest lekturą obowiązkową dla wszystkich, którzy trochę bardziej interesują się k-popem, czy k-dramami, bo pozwoli ona zrozumieć zależności w koreańskim społeczeństwie, które może i widzimy na ekranie, ale których nie rozumiemy do końca siedząc na naszym europejskich fotelach. 



20:01

Zagraniczne zapowiedzi: kwiecień 2021

Zagraniczne zapowiedzi: kwiecień 2021


W końcu doczekaliśmy się wiosny - a przynajmniej za oknem świat zaczyna wyglądać jakby budził się w końcu do życia. Nie wiem czy można to samo powiedzieć o nowościach na zagranicznym rynku książki, ale nie byłabym sobą, gdybym nie znalazła czegoś, na co warto byłoby zwrócić uwagę. Z resztą - wszystkie te książki znalazły się na mojej liście najbardziej oczekiwanych tytułów w 2021 roku. 


Książka Akemi Dawn Bowman, The Infinity Courts (premiera: 6 kwietnia 2021) to historia osiemnastoletniej Nami Miyamoto, której życie dopiero się zaczyna. Ma świetną rodzinę, dopiero co skończyła liceum i jest w drodze na imprezę klasową na której czeka na nią chłopak w którym kocha się od lat. Jedyny problem? Została zamordowana zanim tam dotarła. 


Kiedy się budzi, odkrywa, że jest w miejscu nazwany Infinity, gdzie przenosi się ludzka świadomość, kiedy fizyczne ciało umiera. Szybko dowiaduje się, że Ophelia, wirtualna asystentka powszechnie używany przez ludzi na Ziemi zawładnęła zaświatami i obwołała się ich królową, zmuszając ludzi do służenia jej w sposób, w który ona jest zmuszona do służenia w prawdziwym świecie. Co gorsze, Ophelia jest coraz bliżej wcielenia w życie planu zniszczenia ludzkości raz na zawsze. Nami pracuje wraz z grupą buntowników by obalić Ophelię i uratować uwięzionych ludzi. 



The Forest of Stolen Girls June Hur (premiera: 20 kwietnia 2021) jest historią o rodzinie Hwani po tym jak razem z siostrą zaginęły a później zostały znalezione nieprzytomne w lesie, niedaleko makabrycznego miejsca zbrodni, nigdy nie była taka sama. Jedyne co zapamiętały to to, że ich porywacz miał pomalowaną na biało maskę. 


Żeby uciec przed wspomnieniami, rodzina opuszcza miasto. Lata później, detektyw Min - ojciec Hwani - dowiaduje się o trzynastu dziewczynach, które niedawno zniknęły w podobny sposób co jego córki, więc wraca by przeprowadzić śledztwo. Tylko że również znika. 


Zdeterminowana by znaleźć ojca i rozwiązać sprawę, która rozdarła jej rodzinę, Hwani wraca do domu, żeby znaleźć trop. Kiedy zagłębia się w sekrety małej wioski i ponownie nawiązuje kontakt ze swoją siostrą - Hwani zdaje sobie sprawę, że odpowiedź tkwi w jej własnych wspomnieniach o tym, co wydarzyło się w lasie przed laty. 



House of Hollow (premiera: 6 kwietnia 2021) Krystal Sutherland opowiada o siedemnastoletniej Iris Hollow, która zawsze była dziwna. Coś przydarzyło się jej i jej dwóm starszym siostrom, kiedy były dziećmi. Coś, czego do końca nie pamiętają, ale zostawiło to im identyczne blizny w kształcie półksiężyca na ich szyjach. 


Iris spędziła większość swoich nastoletnich lat starając się uniknąć dziwactw, które przywierały do niej jak smoła. Jednak kiedy jej najstarsza siostra, Grey, znika w podejrzanych okolicznościach, Iris odkrywa, że jej życie może być jeszcze dziwniejsze: rogaci mężczyzni zaczyną ja śledzić, trip wypada z sufitu jej siostry i wracają stare, niemożliwe wspomnienia. 


Gdy Iris śledzi ostatnie znane ślady Grey, podążając coraz bardziej dziwacznym śladem okruchów, które zostawiła za sobą, staje się jasne, że jedynym sposobem na uratowanie siostry jest rozszyfrowanie tajemnicy tego, co przydarzyło się im jako dzieci.




Oczywiście nie mogłoby zabraknąć kącika z kontynuacjami - w tym miesiącu premierę będzie miała ostatnia część trylogii Something Dark and Holy Emily A. Duncan, czyli Blessed Monster (premiera: 6 kwietnia 2021). Przypomnę tylko, że pierwsza część została wydana w Polsce pod tytułem Niegodziwi Święci.


A jeśli jesteście ciekawi czego możecie oczekiwać w kwietniu po polsku, to koniecznie zajrzyjcie na premiery u Gosiarelli. 


Copyright © eM poleca , Blogger