Ostatnio coraz bardziej dostrzegam jak to jaki mam humor, co (i może trochę ile) wiem o danej produkcji i czego w danym momencie najbardziej potrzebuję wpływa na to jak odbiera dany film, serial, książkę, piosenkę czy cokolwiek innego. Dlatego zanim zacznę zachwycać się adaptacją książek Leigh Bardugo - Cień i kość - podzielę się z Wami moim nastawieniem z którym siadałam do oglądania.
Szukacie informacji o kolejności czytania książek z uniwersum Griszów?
Przyznaje szczerze, nie byłam nigdy jakąś ogromną fanką trylogii Grisza, czyli historii, która zapoczątkowała świat stworzony przez Leigh Bardugo. Przeczytałam pierwszy tom (Cień i kość) bo wszyscy się zachwycali a ja (ku mojemu zaskoczeniu), ledwo przez niego przebrnęłam, ze względu na głównych bohaterów, których nie mogłam znieść (pozdrowienia dla książkowej Aliny i książkowego Mala). I tak skończyłaby się moja przygoda z tym światem, gdyby nie Szóstka wron, która w momencie kiedy ją czytałam okazała się dla mnie strzałem w dziesiątkę - bo bohaterowie, bo motyw napadu, bo nie mogłam się oderwać od czytania. Mając perspektywę, że zostały zapowiedziane kolejne książki, które łączą bohaterów z obu serii - chcąc nie chcąc dokończyłam również trylogię. Ale było to już kilka ładnych lat temu, wydarzenia, które miały miejsce zatarły się, zostały jedynie emocje.
Z czego się cieszę, bo pozwoliło mi to na skupieniu się na tym co widzę a nie na porównywaniu do książki. Dodatkowo jakoś tak wyszło, że przed samą premierą serialu skończyłam najnowszą część historii ze świata Griszów a dokładnie drugą część dylogii o Nikolaiu, czyli Rządy wilków i powiem Wam, że z tą wiedzą serialową odsłonę Cienia i kości oglądało się jeszcze ciekawiej.
Chociaż początkowo pomysł połączenia dwóch serii rozgrywających się w różnym miejscu i czasie wydawał się szalony (momentami byłam pewna, że to nie ma prawa się udać) to teraz nie potrafię sobie wyobrazić, żeby wyglądało to jakkolwiek inaczej. W związku z tym faktycznie wprowadzono zmiany w stosunku do pierwowzoru, ale zrobiono to w taki sposób, że wręcz dodało to historii. To tak jakby ktoś powycinał odpowiednie elementy i zszył je, dodając trochę nowego materiału, tak że nie można się dopatrzeć, gdzie są szwy. W tym momencie uważam, że należałoby ozłocić osobę (czy osoby), która wpadła na ten pomysł.
Może to dlatego, że sama historia Aliny, pomimo fascynującego świata, nie jest czymś czego już nie widzieliśmy. Ot, kolejny Wybraniec, specjalny płatek śniegu, który ma za zadanie uratować świat i tylko on może to zrobić. No i przy okazji ma problemy sercowe. Jednak został to tak przedstawione, że wcale nie zwracałam na to uwagi a skupiłam się raczej na samej historii Aliny i tym, że chciała w końcu przynależeć, gdzie będą ją akceptowali. Zmiany dotyczące Darklinga (czy Generała Kirigana) również pozwoliły na lepsze rozumienie postaci i pokazanie jego motywów, pokazanie go bardziej ludzkim. A dodanie Wron, czyli wątku z porwaniem całej historii dodaje tempa i trochę intryg. Dzięki temu było dynamicznej - plus kto nie lubi odrobiny knucia i zastanawiania się jak to wszystko połączy się w całość. Najmniej pasującym obecnie wątkiem mógłby się wydawać ten Niny i Matthiasa, ale patrząc na to jak już na końcu wszystko się ładnie połączyło plus to jak zachwycona byłam chemią między tymi dwoma postacia - nie będę narzekała. W sumie cały sezon oglądało mi się jak jeden, baaardzo długi film.
W ogóle wszystkie postacie moim zdaniem zachowały klimat swoich pierwowzorów, co pięknie przełożyło się nie tylko na historię, ale również na klimat całego świata - który sam w sobie jest już imponujący. Scenerie, architektura - już nie wspominając o tym, że zakochałam się w keftach i zastanawiam się jak zdobyć własny egzemplarz. Podobało mi się, że tak jak w książkach było widać inspiracje prawdziwymi państwami.
Jedyne do czego mogę się przyczepić to to, że niezbyt jasno wyjaśniona jest zarówno sytuacja polityczna Ravki, jak również kwestia Griszów. Mając chociaż szczątkową wiedzę (bo jednak coś w tej głowie zostało) i trochę luźniejszy stosunek do tego co się dzieje na ekranie, to jakoś to przetrawiłam, ale wydaje mi się, że osoby dla których serial będzie pierwszym spotkaniem ze światem Griszów, mogą się wręcz zniechęcić, bo niby coś wiadomo, ale tak nie do końca.
A teraz trochę luźniejszych przemyśleń. To był pierwszy od nie wiem kiedy serial podczas którego piszczałam. Serio, dawno tego nie robiłam, a tu wystarczyło dwóch bohaterów i dawne dobre czasy wróciły. Trochę się boję co ze mną będzie, kiedy na ekranie pojawi się Nikolai (bo mam nadzieje, że pojawi się już w drugim sezonie!), bo ludziom od castingów w tym momencie całkowicie ufam. Największym zdziwieniem dla mnie w tym wszystkim było to, że… Mal był jakiś przyjemniejszy? A przynajmniej nie prychałam na każdej jego scenie, czego się bardzo obawiałam, bo książkowego Mala nienawidzę (nie żartuję!). Zagadkę rozwiązały przykłady porównujące książkowego i serialowego Mala - który najwyraźniej przeszedł u twórców największą metamorfozę. Chociaż i tak nadal nie należy do moich ulubionych postaci.
Szczerze powiedziawszy trochę jestem w szoku, że w końcu dostałam to, czego chciałam i potrzebowałam od lat, czyli dobrze zrobiony serial na podstawie YA fantasy, który może i podwyższył wiek postaci (ale to dobrze, bo serio, czasami nie chce się wierzyć w to co autorzy robią i dają wszędzie ratujących świat szesnastolatków), ale nie podwyższył progu wieku oglądalności, chociaż pozwolił na to, że trochę starszy odbiorca też się będzie świetnie bawił podczas seansu. Jestem ciekawa, czy szum, które wywołała serialowa adaptacja Cienia i Kości (no i może trochę sam Ben Barnes) i pozytywne reakcje spowodują, że w niedługiej przyszłości czeka nas wysyp seriali na podstawie książek YA fantasy.
Teoretycznie od lat już słyszymy o kolejnych tytułach, do których zostały wykupione prawa, ale jakoś nie było nam dane doczekać się ogromnego wysypu, nie mówiąc już o dobrze zrobionych adaptacji. Teraz na horyzoncie pojawia nam się ekranizacja Dworu Cierni i Róż Sarah J. Maas, ma pojawić się serial na podstawie przygód Percy’ego Jacksona a nawet Samantha Shannon swego czasu chwaliła się, że pracowała przy scenariuszu Czasu Żniw. Jakiś czas temu pisałam, że trochę nie wiem co się stało z YA jako gatunkiem, a teraz wydaje mi się, że czeka nas jego druga młodość dzięki temu co udało się zrobić Netflixowi i Leigh Bardugo.
A żeby zakończyć temat lżejszym akcentem - jestem zachwycona tym, jak Cień i Kość przypomniało wszystkim, że kochają Bena Barnesa (no, albo odkrywają, że go kochają). Jestem w miłości, jeśli chodzi o ilość fangirlowego kontentu, którą obecnie widzę z nim w roli głównej, że aż przypominają mi się dawne czasy, kiedy co chwila ktoś coś lub kogoś fangirlował.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz