Myślałam, że nigdy już nie wrócę do serii Same Spoilery, bo ostatnio jakoś nie miałam większych przemyśleń czy kwestii do poruszenia po przeczytaniu książki o której nie mam z kim porozmawiać bo jest jeszcze przed polską premierą (jak to zazwyczaj jest w przypadku postów z Samych Spoilerów). Co więcej - zaraz po zakończeniu Rule of Wolves (Rządów wilków) nie miałam w planach wypowiadania się na jego temat. Jednak jak to się mówi - po przespaniu się z tematem - odkryłam, że jest parę rzeczy, które chciałabym zapisać i może podyskutować z innymi, którzy już Rule of Wolves Leigh Bardugo przeczytali.
Tym samym - jeśli jeszcze nie czytaliście tej książki i jeszcze nie wyszliście z tego posta - uprzejmie ostrzegam, że będą spoilery dotyczące nie tylko tej części, ale również innych książek z uniwersum Griszów (o kolejności ich czytania możecie przeczytać tutaj). W polskiej wersji - Rządy wilków wychodzą 5 maja 2021 nakładem wydawnictwa MAG.
SPOILERY
Nadal jestem trochę rozczarowana tym, że w dylogii o Nikolaiu było tak mało Nikolaia. No dobra, było go zdecydowanie więcej niż wcześniej (znaczy w poprzednich seriach), ale mimo wszystko spodziewałam się, że będzie go jeszcze więcej. Bo wyszło tak, że w Królu z bliznami tylko połowa książki była jego historią a w Rządach wilków było go jeszcze mniej. Z samym podziałem tego co się działo też mam problem. Z jednej strony bardzo fajnie było zobaczyć co się dzieje w tym samym czasie w różnych miejscach. Jednak z drugiej strony ciągłe skakanie po różnych bohaterach mocno mnie wybijało z toku lektury - co się wciągnęłam, to nagle byłam transportowana w zupełnie inne miejsce, co znowu powodowało, że ciężko było mi się wbić w lektury. Dopiero na samym końcu, kiedy wszystko zaczęło się łączyć w całość poczułam, że nie jestem w stanie odłożyć książki. A chwilę potem wszystko się skończyło.
I teraz chwilę o zakończeniu, skoro przy nim już jesteśmy. Już od dawna można było podejrzewać, że Leigh Bardugo tak szybko nie skończy ze światem Griszów, szczególnie, kiedy już oficjalnie została zapowiedziana trzecia część Szóstki Wron. Szczerze powiedziawszy, ta perspektywa napawała mnie niemałą obawą na to co się wydarzy w Rządach wilków, ponieważ jestem przyzwyczajona, że autorki, które tworzą rozbudowane światy (pozdrawiam serdecznie Cassandrę Clare i Sarah J. Maas) mają tendencję do tworzenia zakończeń, które nie tyle są zakończeniem historii a wprowadzeniem do nowej serii. W tym przypadku mogłam odetchnąć bo tak się nie stało.
Faktycznie Bardugo buduje podwaliny pod kolejną część Wron (a może i nawet kolejną, inną serię), jednak robi to w taki sposób, że czułam się jakby to był jeden z elementów historii, mrugnięcie okiem do czytelnika, a nie główny jej cel. No bo nikt mi nie powie, że następne historia nie będzie skupiała się na uwolnieniu Darklinga a raczej na próbie znalezienie sposobu na zrobienie tego przez Inej. A jakbym miała być złośliwa, to napisałabym tylko, że Bardugo za punkt honoru wzięła sobie, by w tej książce wspomnieć o wszystkich bohaterach jej poprzednich serii o których tylko mogła - chociaż i tak zrobiła to tak dobrze, że niektóre nawiązania
Mówiąc o ulubieńcu czytelników - po dylogii o Nikolaiu mam mieszane uczucia jeśli chodzi o Darklinga/Zmrocza czy jak go tam kto chce nazywać. Z jednej strony nie jestem fanką wskrzeszania bohaterów, którzy powinni zostać martwi, szczególnie w tak pokręcony sposób jak zostało to zrobione w Królu z bliznami, jednak z drugiej strony końcówka Rządów wilków pozwoliła mi go trochę lepiej zrozumieć - a przynajmniej motywy, które nim kierowały. Darkling chciał, żeby ludzie go zapamiętali. W pokraczny sposób może nawet stwierdzić, że nigdy nie chciał być zły, po prostu za życia (głownie tego pierwszego) podejmował najgorsze możliwe wybory. W końcu nie można powiedzieć, że się zmienił, a jednak postanowił cierpieć przez wieczność by uratować Ravkę w zamian za nazwanie go Świętym. Jestem pełna podziwu jak Rządy wilków dodały dodatkowych wymiarów już i tak pełnowymiarowym bohaterowi.
No dobrze, czy to już ten moment w którym mogę zacząć piszczeć? Myślę że tak. UWIELBIAM relację Nikolaia i Zoyi oraz to jak ona zmieniła się nawet na przestrzeni jednego tomu. Ba! Kilka dni po zakończeniu lektury uświadomiłam sobie, że przypomina mi inną relację z innej serii - a mianowicie Doriana i Manon ze Szklanego tronu od Sary J. Maas - co uzmysłowiło mi, że chyba mam ulubiony typ związków w literaturze fantasy. Z tym że Nikolaia i Zoyę lubię jednak bardziej, bo to jak jedno drugiego wspiera i to jak świetnie to wypadło w zakończeniu Rządów wilków (serio, kiedy czytałam ich sceny na samym końcu piszczałam i wzdychałam na zmianę) to jest dla mnie niesamowite.
Zakończenie tej dylogii uświadomiło mi, że Bardugo jako jedna z nielicznych autorek potrafi stworzyć bohaterów, którzy nie dość, że są przedstawicielami mniejszości (rasy, płci, orientacji seksualnej), to nie jest ich jedyna ani główna cecha - co tylko świadczy o tym, że co jak co, ale do kreacji bohaterów nie można się przyczepić.
Po słabszy, Królu z bliznami i dość kiepskim Dziewiątym domie zastanawiałam się, czy w ogóle zabierać się za czytanie Rządów wilków. Nauczona doświadczeniem w przypadku innych autorek, zaczęłam się bać, czy Bardugo pokazała nam już wszystko co najlepsze a teraz to tylko zostanie mi tylko wzdychanie i narzekanie - całe szczęście tak się nie stało. Co więcej - Rządy wilków na nowo rozbudziły we mnie zafascynowanie światem Griszów i już nie mogę się doczekać kolejnych części.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz