Nie wiem czy to kwestia moich wyborów czytelniczych, czy tego że nadal czuje nad sobą widmo zeszłorocznego kryzysu czytelniczego, ale ostatnimi czasy, kiedy zabieram się za książki, opinie po ich przeczytaniu mam dwie: albo jestem pod ich wrażeniem, albo jestem całkowicie rozczarowana. Doszło do tego, że zaczęłam tęsknić za typowymi średniakami! Ale teraz nie tym, tylko o tym co udało mi się przeczytać i co o tym sądzę.
Joanna Gierak - Onoszko - 27 śmierci Toby’ego Obeda
27 śmierci Toby’ego Obeda to książka po którą sięgnęłam, tak jak dużo osób w tym czasie, pod wpływem informacji o odkrytych zbiorowych grobach dzieci na terenach szkół dla rdzennych mieszkańców Kanady. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej i tak też się stało.
Nie powiem, żeby to była łatwa lektura. Dawno nie czułam tyle złości a zarazem bezsilności. Osoby o słabszych nerwach, pewnie będą musiały sobie dawkować ten reportaż, ale jest to bardzo ważna książka, która potrafi zmusić do przemyśleń, które od razu mogę napisać, że nie będą łatwe. Szczególnie dla osób związanych z Kościołem Katolickim, który w dużej mierze przyczynił się do tego co tam miało miejsce. Ale wydaje mi się, że to też dobra lekcja historii dla wszystkich, którzy chcą innym coś narzucić.
Jedna myśl towarzyszyła mi nieustannie podczas lektury - Księga tęsknot to w zasadzie fanfiction, tyle tylko, że napisane przez uznaną już autorkę, dlatego nikt nie będzie się z tego śmiał, a autor pierwowzoru nie może mieć do niej pretensji. Sprytne. Sama ta myśl sprowadziła mnie na drogę przemyśleń dotyczących postrzega fanfiction o których mam nadzieję, że niedługo Wam opowiem, bo im dłużej się w ten temat zagłębiam, tym stwierdzam, że w literaturze raczej już nikt nic nowego nie wymyśli.
Sama historia bardzo chciałaby być alternatywną historią życia Jezusa a raczej jego żony, która, zostając przy nazewnictwie fanfickowym, zalatywała momentami Mary Sue. Sam pomysł na dodanie postaci kobiecej i pokazania historii z jej perspektywy bardzo mi się spodobał, a Sue Mon Kidd pisze w taki sposób, że nigdy nie jestem w stanie się oderwać od lektury. Jednak Ana została wykreowana w sposób, który był dla mnie trochę zbyt współczesny, co wiem, że momentami było celowe, ale jednak powodowało to, że cała historia niezbyt mi się kleiła ze sobą.
Sasza Hady - Zefiryna i księga uroków
Jeśli chodzi o Zefirynę i księgę uroków, to podejrzewam, że niestety nie jestem targetem tej książki. Oczywiście, są historie, które można czytać w każdym wieku, jednak mam przeczucie, że w tym przypadku większa frajdę z lektury miałaby nastoletnia eM i to taka trzynastoletnia.
Główna bohaterka jest aż do przesady inną niż wszystkie księżniczką, przez co w perspektywie wydarzeń, które miały miejsce, miałam momentami wrażenie, że czytam parodię czegoś, co miałoby być baśnią. I już bardzo subiektywnie, liczyłam chociaż na to, że klimat się obroni, jednak nie byłam w stanie traktować poważnie tego wszystkiego. Nie było źle, ale po prostu do mnie nie trafiło. Za to jestem wielką fanką rozbudowanych tytułów rozdziałów, które w sumie mogłyby robić za streszczenie całości.
Frances Cha - Gdybym miała twoją twarz
Nie wiem, kiedy przestanę to pisać, ale bardzo się cieszę, że coraz więcej koreańskiej literatury pokazuje się na polskim rynku wydawniczym. To wcale nie dlatego, że są to nieliczne książki w tym roku, które jestem w stanie przeczytać w przeciągu kilku dni a historie w nich zawarte mocno dają mi do myślenia.
Przy promocji książki skupiono się bardzo mocno na kwestii wyglądu i tego jak popularne jest jego poprawianie w Korei, jednak moim zdaniem jest to trochę spłycenie tematyki. Bo Gdybym miała twoją twarz jest dla mnie przede wszystkim przekrojem historii kobiet, które może i są w podobnym wieku, ale są w zupełnie innych miejscach swojego życia. To historia o tym tego jakie są oczekiwania wobec kobiety w różnych dziedzinach życia i jak to na nie wpływa. Polecam szczególnie osobom, które czytały Kim Jiyoung. Urodzona w 1982 roku tak dla porównania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz